sobota, 6 grudnia 2014

W poszukiwaniu Grand Championa 2014, czyli Rubasznego Krasnoluda epicki quest dubbelowy

Jak co wieczór siedząc w swojej ulubionej karczmie na 6 Sierpnia w Łodzi i sącząc z rogu dolidną dawkę spirytusu, Rubaszny Krasnolud, zasłyszał rozmowę pewnych podpitych dwóch jegomościów. Gadali o jakiejś premierze piwnej czy czymś takim. Zaciekawiony, że piwo może mieć w ogóle premierę ("Przecież piwo jest ciągle...") przysiadł się do tych wątłych lebieg i zapytał o co chodzi.

Okazało się, że te wątłe kreatury to blogerzy piwni i próbują dojść do tego, jak ów mistyczny artefakt, nazywany przez nich również "Grand Championem 2014" lub "Cieszyńskim Dubblem od Czesława" (podobno jakiś półbóg warzący ten trunek) zdobyć jeszcze zanim pojawi się w karczmach znienawidzonej przez wszystkich Warki. Będąc już, jako przystało na nieodrodnego syna krasnoludzkiej rasy, napruty jak pewien model nazistowskiego myśliwca, z entuzjazmem postanowił misji się podjąć ("Ja, k**wa Wasza mać, piwa nie znajdę?! To paczcie!"). Wytoczywszy się z karczmy, oddalił się w stronę jednego z miejsc, w których ów napój (pół)bogów mógł się znajdować.



Krasnolud przemierzał spustoszoną przez wiedźmę Hannę krainę, minął kopane przez jej niewolników w środku krainy wąwozy i próbował znaleźć jeden z przybytków nazywanych przez blogerów, z języka Albionu, TESCOŚ. W nich, jak mówiła legenda, trunek miał się pojawić przed czasem, za sprawą niekompetentnych pracowników. Nikt jednak nie dał dupy, jak rok temu, i napój (pół)bogów nie znalazł się przed ową "premierą" na półkach molocha. Zniechęcony poszukiwaniami Rubaszny Krasnolud postanowił wstrzymać się do owego sądnego dnia, gdy napój miał zostać udostępniony ludowi całej krainy.

Gdy nastał ten dzień, Krasnolud ponownie wyruszył na poszukiwania. Ale znów nie mógł rzeczonego mistycznego trunku znaleźć. Gdy nagle, spotkawszy grupkę przerażonych wieśniaków, zasłyszał, że pustoszące w zmowie z wiedźmą Hanną okolicę smoki, weszły w posiadanie mistycznego Grand Championa! Nie wahając się ani chwili, udał się więc na miejsce wskazane przez wioskowe ciury.



Dotarł do celu i zobaczył... faktycznie, był tam trunek ów mistyczny! Ale zaciekle broniło go aż sześć smoków. Przebiegły Krasnolud próbował z nimi negocjować, ale pozostałe mu srebro i złoto nie zadowoliły zachłannych gadów.
























Z pieśnią wojenną na ustach ("Oooooo wy pazery zajeb*ne!"), chwycił więc swój wierny topór i rzucił się na zachłanne gady!

Bojan Toporek

Po boju tak epickim, że nie mnie, marnemu kronikarzynie to opisywać, Rubaszny Krasnolud rozniósł bez problemu wszystkie sześć bestii i zdobył upragniony artefakt. Wieść niesie, że ich ogień (zwany również Dragon Fire) wyczerpał się gdzieś w okolicy Poznańskich Targów Piwnych, stąd tak znaczna przewaga Krasnoluda.



Przeszukując okolice leża potworów (z ujemnym modyfikatorem wynikającym z kilkutygodniowych libacji) natknął się również na dedykowane do owego napoju szkło. Zachłanne gady prawdopodobnie planowały je sprzedać ze znacznym zyskiem na najbliższej giełdzie birofiliów w położonym nieopodal zamku. Ucieszony tym znaleziskiem, postanowił przekazać (oczywiście za sowitą opłatą) Cieszyńskiego Dubbla blogerom.

Ci, jak to blogerzy, marudzili, że to już przecież dzień premiery, że co to za ekskluziw, ale widząc chciwy błysk w ich oku, krasnolud zaśpiewał cenę odpowiednio wysoką. I miał rację, łyknęli Grand Championa jak głodny smok barana wypchanego siarką.

Cieszyński Dubbel | Grand Champion 2016 | Browar Cieszyn

I zaczęli wąchać, smakować, zdjęcia robić. Że taki świetny, że śliwkami suszonymi pachnie, że nie zapycha, że na tak mocne piwo alkoholu nie czuć, a może by jeszcze następne butelki poleżakować...

Zniesmaczony tym skandalicznym obchodzeniem się z alkoholem Krasnolud, zabrał swoją sakiewkę i oddalił się w stronę najbliższego przybytku uciech. A tam ciężko zarobione złote korony, jak to Krasnolud, postanowił czym prędzej rozpuścić grając w kości, pijąc wódę i poklepując krągłe karczemne ździry po tyłeczkach.




KONIEC

czwartek, 4 grudnia 2014

Żywiec APA, czyli (nie aż tak) odważny krok koncernu

Żywiec APA
Piwo w stylu American Pale Ale, górnej fermentacji, pasteryzowane.
Producent: Grupa Żywiec
Ekstrakt 12,5%, alk. 5,4% obj., IBU 42
Cena: 4,60 - 5,80 zł (mają rozstrzał sk... :) )
Skład: woda, słody: jęczmienny (czyli pewnie pilzneński albo pale ale), monachijski, pszeniczny, karmelowy; chmiele: Chinook, Citra, Amarillo, Magnum, Centenial; i zakładam, że drożdży też musieli użyć, ale nie są wymienione ;)

Kasa z wprowadzonych nowych wariantów, smaków, gatunków Żywca najwyraźniej się zgadza, skoro Grupa Żywiec postanowiła zrobić kolejny krok. Po nieoficjalnych testach wersji lanej, do butelek trafiło niedawno Żywiec APA! Tak, to nic innego jak pierwsze koncernowe American Pale Ale w Polsce.

Toż to rewolucja, kontrrewolucja, plagi egipskie, podszywanie się pod kraft, odcinanie kuponów od kraftu przez koncerny, otwieranie oczy harnasiowym Januszom, promowanie nowych stylów piwa, odważny krok, krok za późno, krok w bok. I w zasadzie jak tylko chcecie to nazwać. Jak dla mnie, ani to rewolucja, ani zaskoczenie.

Można było się spodziewać, że jeżeli z nowych wariantów w głosowaniu konsumenci wybrali będące najbardziej jakieś Żywiec Białe (jak dla mnie był to wybór najmniejszego zła), to są otwarci na nowe smaki. Nie bez znaczenia była pewnie dobra sprzedaż zeszłorocznego Grand Championa czyli Imperial IPA od Czesława "dominatora konkursów piw domowych" Dziełaka. Piwo mocno (jak na koncerniaka) goryczkowe i pachnące czymś innym niż mokrym kartonem (to nie tak pachnie, ten no, chmiel co to z niego robią piwo?) sprzedało się, nie zalegało na półkach i jeszcze je ludzie chwalili.

Do wyciągnięcia z tego wniosków nie trzeba było być specjalnie geniuszem marketingu, tylko mieć w miarę sprawnie działające receptory wzroku i słuchu. Patrząc na to, co wyrabiają nawet browary regionalne, chociażby Podróże Kormorana, czy Ciechan Grand Prix/Lwówek Jankes, wiadomo było, że piwo inne niż koźlak lub marcowe się sprzeda w większe ilości i można na nim zarobić. Ale koncerny rządzą się swoimi prawami - cykl wprowadzania produktów też jest dużo dłuższy, poparty wróżeniem, sesjami brejnstormowymi,  składaniem ofiar całopalnych, badaniami opinii publicznej i innymi niezwykle potrzebnymi procesami i procedurami. A na koniec dopóki prezes nie zobaczy słupków przebijających sufit swojego gabinetu, to o odważnym kroku można pomarzyć ;) Najwyraźniej zysk był taki, że oprócz sufitu prezesa, słupki przebiły jeszcze kilka wyższych pięter. Tak zapewne kolejny "bardziej odważny" produkt dostał zielone światło na realizację.

Żywiec APA, popularnie już zwany ŻAPĄ, to dość mocne ujęcie stylu. Deklarowane IBU mieści się w górnych granicach, alkohol mniej więcej w połowie. Czuję, że chciano pójść w stronę IPA, ale przystopowano nieco zapędy co bardziej rewolucyjnych członków zespołu projektowego. Prawdopodobnie żeby nie zabić wspomnianego już wyżej harnasiowego Janusza, który przypadkiem mógłby się tego piwa napić ("Uuuoooo nowy Żywczyk... O kur** co to jest?!").

Żywiec APA | butelka


A jak to koncernowe zło wcielone wpada w konfrontacji? Kolor jasno bursztynowy, piwo lekko opalizujące. Oczywiście nie omieszkali wspomnieć na krawatce, że zmętnienie jest naturalną cechą piwa (z pozdrowieniami dla kochającego lagerowy kryształ Janusza ;) ). Piana opada szybko, ale nawet coś tam na szkle krążkuje. Odrobinę zapachu żywiczno-cytrusowego jest, razem z lekkim kartonem (ale ja czuję karton wszędzie). Goryczka raczej ziołowa niż cytrusowa, przyzwoicie skontrowana ciałem, po chwili lekko ściągająca, ale zasadniczo wszystko na swoim miejscu. Wstydu na prawdę nie ma!

Ocena: 3,25/5

Jak na koncreniaka, jest dostatecznie, trzy z małym plusem. Człowieka z alfakwasami zamiast krwi na pewno na kolana nie powali ("chyba że osiem, hehehe", przyp. Janusza), ale jest to obecnie najbardziej przyzwoite piwo obok Żywca Portera, Pilsnera Urquella i Paulanera, którego z wielkiej trójki można się napić. Mam więc nadzieję, że poprawią jeszcze jego dystrybucję (obecnie jest dostępne mocno nigdzie), bo na pewno będzie to świetna opcja, jeżeli trafimy na piwną, harnasiowo-żubrowo-tatrową pustynię.

 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog