czwartek, 28 listopada 2013

Warzenie piwa w domu z zacieraniem słodu

Domowe piwo warzyłem już kilka razy, ale do tej pory wszystko szło z gotowych ekstraktów. Dopiero niedawno zdecydowałem się na warzenie z zacieraniem. Trochę czasu zajęło zebranie się do tego tematu, głównie z uwagi na konieczność skompletowania sprzętu. Największym wydatkiem jest garnek o pojemności przynajmniej 20 litrów. Takie garnki kosztują ponad 100 zł. Na szczęście udało mi się dostać używany w prezencie :)

Co potrzeba do uwarzenia piwa?

Oprócz garnka do zacierania potrzebny (ponad to co potrzebne do warzenia piwa z ekstraktów) jest też:
  • Sprzęt filtracyjny - najlepiej kupić wężyk hydrauliczny ze stalowym oplotem i wyjąć z niego gumę ze środka. Długość około 50 cm, średnica przyłącza taka jak średnica kranika (zazwyczaj 3/4 cala)
  • Rurka do zlewania piwa + zacisk na kranik - ja kupiłem rurkę plastikową z Castoramy, ale chyba lepiej zainwestować w rurkę silikonową (z plastiku mogą przechodzić jakieś świństwa)
  • Cukromierz - przy warzeniu piwa z ekstraktu nie jest wymagany. Przy zacieraniu jest niezbędny (na etapie filtracji)
  • Termometr do 100 st C - do warzenia z ekstraktu wystarczył tylko taki do 50 stopni - tylko żeby sprawdzić temperaturę brzeczki przed dodaniem drożdży
  • Płyn lugola - konieczny do przeprowadzenia próby skrobiowej - żeby sprawdzić, czy w zacierze nie ma już skrobi.
Teraz sam proces warzenia piwa - tu nie będę się rozpisywał na temat podstaw i teorii. Jest wiele materiałów na ten temat, chociażby na tej stronie, czy na videoblogu Kopyra. Napiszę tylko o tym, co ważne jest dla początkującego piwowara.

Na początek czas - cały proces od wsypania słodu do nastawienia fermentacji trwa około 6-8 godzin. Należy to wziąć pod uwagę, żeby później nie siedzieć po nocy czekając aż brzeczka ostygnie. Można ewentualnie zaryzykować pozostawienie brzeczki na noc do ostygnięcia, ale im dłużej się z nią bawimy, tym większe ryzyko zakażenia.

Etap pierwszy - zacieranie słodu

To jest najprostszy i najbardziej przyjemny etap całego procesu. Postępujemy sobie według instrukcji z zestawu, podgrzewamy zacier do określonych temperatur, pilnujemy, żeby nie ostygł. Z punktu widzenia początkującego piwowara powiem tylko, że łatwiej jest podgrzać całość niż ją schłodzić, dlatego warto podnosić temperaturę stopniowo.

Zacier od razu po wsypaniu słodów
 

No i przy ostatniej przerwie scukrzającej - dekstrynującej (72 st.) w zacierze nie pozostała mi już żadna skrobia - wszystko zostało przerobione w przerwie maltozowej (62 st.). Przerwa maltozowa trwała u mnie 35 minut, ale widocznie enzymy działają też w trakcie podgrzewania do 62 stopni i później do 72, więc przerwa maltozowa w rezultacie była dłuższa. Akurat robiłem pszeniczniaka, więc przerwa dekstrynująca jest raczej niepotrzebna (odpowiada za treściwość i słodycz w piwie).

Zacieranie

Etap drugi - filtracja

Fitrowanie też jest dosyć przyjemnym procesem. Zbiornik fermentacyjny wyposażyłem wewnątrz w wężyk z oplotu i na zewnątrz w rurkę do ściekania zacieru do garnka.

Wężyk do filtrowania zacieru

Zacier przelewałem kubkiem uważnie, żeby go za bardzo nie napowietrzyć.

Po przelaniu należy odczekać z 10-15 minut, żeby z młóta utworzyła się warstwa filtracyjna. Później delikatnie otwieramy kurek. Pierwszy litr jest dosyć mętny, warto go z powrotem przelać do filtratu.

Pierwsza partia przefiltrowanego zacieru
Filtrowanie

Pierwsza partia przefiltrowanego zacieru jest najbardziej gęsta - dochodzi do 18-20 st Blg przy docelowej wartości brzeczki na poziomie 13 stopni. Gdy poziom wody dojdzie do młóta (lepiej, żeby młóto się nie odsłoniło), na wierzchu kładziemy talerzyk i dolewamy gorącej (ok 70 st) wody. Ile? To zależy od stężenia cukru w brzeczce. Ja mierzyłem stężenie co 3 dolane litry. Powoli schodziło z około 16 stopni do 3 Blg. W sumie do wysładzania użyłem około 16 litrów wody.



Nie powinniśmy schodzić poniżej 2 stopni Blg, bo później wypłukujemy już tylko garbniki (według Kopyra).

Stężenie cukru pod koniec filtrowania

Na koniec należy też sprawdzić stężenie cukru w odfiltrowanym zacierze. Powinno być o około 2 stopnie niższe niż w docelowej brzeczce (podczas gotowania część wody odparuje).

Etap trzeci - gotowanie brzeczki z chmielem

To też prosty proces. Chociaż dosyć czasochłonny. Najpierw trzeba doprowadzić brzeczkę do wrzenia, co przy 20 litrach może potrwać ponad pół godziny (na dwóch palnikach).

Później gotujemy całość ok 1,5 h dodając partie chmielu według zaleceń z pudełka. Na tym etapie możemy też poeksperymentować - na przykład kupując więcej chmielu aromatycznego i dodając go pod koniec gotowania (nawet na 5 minut przed końcem).

Nachmielanie

Etap czwarty - wystudzanie

To jest według mnie najgorszy etap, ponieważ tu już musimy uważać na sterylność brzeczki i wszystkich narzędzi. Poza tym, szczególnie latem trudno jest schłodzić 20 litrów płynu ze stu do około 20 stopni C. Moja brzeczka stygła na balkonie (ok 6 stopni) przez 2 godziny. Teoretycznie można chłodzić brzeczkę w wannie z wodą, ale po pierwsze, bez cyrkulacji wody jest to proces mało efektywny (nagrzewa się głównie woda dookoła garnka, reszta jest zimna). Po drugie, im mniejsza różnica temperatur tym wolniej przekazywane jest ciepło. Teoretycznie można spróbować przelać brzeczkę do fermentora i poczekać całą noc aż sama ostygnie w pokojowej temperaturze. Można też kupić lub zbudować chłodnicę składającą się z zakręconych miedzianych rurek, do których podłączamy wodę z kranu.

Aha, no i można/powinno się odfiltrować chmiel. Przy tej warce tego nie zrobiłem i piwo w butelkach zawiera drobinki chmielu. Mi to nie przeszkadza, ale niektórym może. Niestety kolejne filtrowanie wydłuża proces warzenia i zwiększa ryzyko zakażenia piwa (tu działamy już na zimnej brzeczce).

Etap piąty - zadawanie drożdży

Końcówka jest już prosta, chociaż wymaga ostrożności - sterylizowania wszystkich narzędzi. Brzeczkę z garnka przelałem kubkiem gdy temperatura spadła poniżej 30 stopni. Później dodałem wcześniej wymieszanych w wodzie drożdży. Rano fermentowały już jak oszalałe.

Brzeczka po 4 dniach ma około 4 stopnie Blg

Wołek Zbożowy z Browaru Piwoteka

Piwo dark lager, dolnej fermentacji, niepasteryzowane
Producent: Browar Piwoteka
Ekstrakt 14° Blg, alk. 5,4% obj.
Cena: 11zł (piwoteka.pl)
Skład: woda, słody: pale ale, monachijski, wędzony, pszeniczny wędzony, orkiszowy, gryczany, żytni, owsiany, pszeniczny czekoladowy, Carared, Caraaroma, bursztynowy; chmiele: Fuggles, East Kent Goldings, drożdże piwowarskie.

Nowe piwo Browaru Piwoteka wzięło mnie z zaskoczenia jak wołek zbożowy nieopryskaną pszenicę. Dostaliśmy na fanpage'u etykietę i prawie od razu info, kiedy trafi na półki i krany. Niestety w premierowy weekend już z beczki nie udało mi się dostać (wyszło zanim dotarłem), a sklep piwoteka.pl był zamknięty gdy wracałem. Na szczęście nauczony doświadczeniem z butelkowym Czarnym Wdowcem, zamówiłem sobie trzy sztuki w sklepie internetowym i odebrałem przy okazji.

Na etykiecie tradycyjnie już centralnie położona postać z napisem nad głową. Tym razem stroniący od fryzjera, za to nie stroniący od konsumpcji zboża, przaśny grubasek. Do tego sielskie łany jęczmienia. Kontretykieta solidnie opisana, ale poza fajnym rysunkiem całość bez fajerwerków.


W szkle piwo wygląda jak negatyw Wołka na etykiecie, zwłaszcza w pękatym szkle. Bujna czupryna z drobno- i średnio-pęcherzykowej beżowej piany dopełnia ciemne i raczej mętne piwo z rubinowymi refleksami. Pachnie lekką czekoladą i orzechami, ale jest to bardzo ulotny zapach. Beżowy kożuszek nie jest później może już tak obfity, ale trzyma się nieźle i ładnie oblepia szkło.

Smak jest bardzo złożony. Na ilość słodów którą zastosowano, można by się spodziewać, że piwo będzie dość zapychające. Nic z tych rzeczy - wchodzi znakomicie. Podbudowa słodowa jest konkretna, ale bardzo dobrze balansuje ją intensywna, ale nie zalegająca goryczka. Wyczuwalne są karmel, czekolada, orzechy, lekka wędzonka i odrobina cierpkości od ciemniejszych słodów.

Ocena: 4/5

Po kopiącym tyłek Czarnym Wdowcu, Browar Piwoteka postawił na super-sesyjne piwo, które pomimo swojej pijalności mocno intryguje. Szczerze powiedziawszy po użytych wędzonych słodach spodziewałem się jakiejś wędzonki (dawać kiełbasę w płynie! :D), ale przyjemnego ciemniaczka również przywitałem z radością. Mniej cieszył się co prawda mój portfel, bo 11zł za Wołka Zbożowego w butelce to trochę dużo. Piwo tak sesyjne nie powinno być aż tak drogie, w zasadzie do spróbowania i tyle. Ja wziąłem trzy, dwóch już nie ma. Natomiast na posiadówę w Piwotece Narodowej jest świetne. A dodatkowym plusem jest to, że będzie z dużą dozą prawdopodobieństwa smakowało również waszym znajomym, którzy witów sritów czy ip srip na co dzień nie pijają.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Multitapy dają zbyt duży wybór piw. To jest jawny skandal!

Co za dużo to i świnia nie zje. Ani nie wypije! W stolicy śmie się znajdować nie mający wstydu lokal mający 60 kranów! Piw Paw odwiedziła reporterka magazynu Activist. I o zgrozo, zastała taki oto widok.


I co tu biedna miała począć. Gdy człowiek wchodzi do normalnego pubu, to ma do wyboru przeważnie góra dwa piwa z nalewaka i przeważnie wie, co to jest Lech albo Żywiec. A tu na ścianie 60 kranów, wiszą jakieś etykiety, które pierwszy raz w życiu widzi.

Na domiar złego obok straszy równie bogaty wybór piwa butelkowego w lodówce. "Liczba jest tak oszałamiająca, że w pierwszej chwili każdy klient chce uciekać". Dwóch chłopaków wybiega przerażonych "Żywca nie ma!" (dramatyzm sytuacji został podkręcony).


Zdezorientowana reporterka poprosiła zatem o "#piwo jasne i delikatne", a dostała "coś przypominającego smakiem karmi." Nie jasne i delikatne, bo jeszcze jakiś smak może się tam nie daj boże uchować. Trzeba było prosić o wodniste i bezsmakowe. Ja osobiście polecam Jasne Aro z Van Pura, jest i lekkie i delikatne i kompletnie bezsmakowe. A jeżeli się zamawia piwo z hashtagami, można przez przypadek dostać #Mashtaga z BrewDoga. Dziwi mnie, że w artykule nie wspomina się słowem o skandalicznej cenie soku do piwa -15 zł?! Toż to rozbój w biały dzień!

Co do samego Piw Paw, faktycznie można narzekać, bo zawsze można. Że są nastawieni dość mocno na bierz piwo do domu i spadaj (na wynos mniej kosztuje niż na miejscu). Że nie szerzą kultury piwnej - jeden rodzaj szkła, ta sama temperatura serwowania itp. Ale w lokalach szerzących kulturę piwną też zdarza mi się dostać za zimne piwo. Że stolików jest dość mało, ale do Piw Paw trafiliśmy z kumplem, bo do Kufli i Kapsli jednego człowieka było ciężko wcisnąć, a co dopiero dwóch. WC bez miękkiego papieru w zupełności mi nie przeszkadza, a w koedukacyjnej kolejce zawsze zawiera się ciekawe znajomości. I swoją drogą bardzo jestem ciekaw jakim cudem te 60 podłączonych piw pozostaje świeżych. Piłem 4 piwa na miejscu, dość niekomercyjne (czyli szybko nie schodzą) i nie trafiłem na żadne oznaki zepsucia.

Sam nie twierdzę, że jest to lokal idealny, ale tak szczerze to wolę mieć do wyboru 150 piw nawet na wynos 24/7 w dobrej lokalizacji, niż lokal z perfekcyjnie zaserwowanym korposzczochem. Jakkolwiek klimatyczny by nie był (drewnianych palet i 10 zameldowań na minutę nie zaliczam jako klimat). Są oczywiście lokale, które dają i dobre piwo i klimat, tylko czasami nie chce mi się czekać w kolejce 20 min na piwo, które i tak wypiję na stojąco, bo nie ma gdzie szpilki w lokalu wsadzić. Nie mam też problemu z wypiciem piwa, które mam ochotę wypić, w lokalu bez klimatu i ze szklanki typu lagerowa, jeżeli dostanę je zaraz po podejściu do baru. Taki fast beer ;) A przede wszystkim chcę mieć wybór!


Drogi magazynie Activist, zastanówcie się kogo wysyłacie na obczajkę multitapów. Wiemy, że piwo nie jest popularne, nie jest sexy, nie jest kolejnym hipsterofritzocoloyerbo napojem. I nie jest wbrew pozorom łatwe w odbiorze. Jak już musie kogoś wysyłać, to nie dziewczynę, która głównie zwróciła uwagę na to, że nie ma tam Tyskiego. Bo równie dobrze możecie ją wysłać do dowolnej burgerowni i napisze Wam artykuł o tym, jak nie dostała w niej Big Maca.

P.S. Żywiec podobno też się zdarza w lodówkach Piw Paw. Tylko nikt nikogo nie zmusza, żeby go brał. Ma jeszcze jakieś 149 innych piw DO WYBORU.

P.S.2 I ciekaw jestem, co smakowało tam jak Karmi ;)

Brown Foot z AleBrowaru

Piwo w stylu india brown ale, górnej fermentacji, niepasteryzowane
Producent: AleBrowar
Ekstrakt 16° Blg, alk. 6,2% obj. IBU 80
Cena: 7,65zł (piwoteka.pl)
Skład: woda, słody: pale ale, pszeniczny, Château Chocolat, Crystal, zakwaszający; chmiele: Simcoe, Cascade, Chinook, Zeus; drożdże Safe US-05;

Nowości z AleBrowaru już jakiś czas nie było. W zasadzie od czasu King of Hop i (nie)ortodoksyjnego stoutu z łasicą, nic nowego nie wypuścili. W wakacje chłopaki rozbijali się głównie po festiwalach - prawie wszystko szło do kegów, butelek wypuszczali jak na lekarstwo. W międzyczasie była jeszcze cała afera z Golden Monkiem (który ma szansę zostać naczelnym piwem polskich satanistów), ale na piwo jeszcze czekamy. Na szczęście pogoda się psuje, ludzie nie konsumują w plenerze, więc AleBrowar wrócił do warzenia. I wypuścił nareszcie nowe piwo.

Na afterze po Piwnym Blog Day 2.0 (cholera, trzeba jakiś tekst w końcu o tym napisać) przypadkiem udało się nam zapuścić żurawia Bartkowi Napierajowi do telefonu, ale widać było tylko brązową etykietę i tyle. No i mamy - Brown Foot.

I pomarańczową etykietę. Na etykiecie cycata indianka z szerokim i pełnym uzębieniem. Na kontretykiecie czytamy, że Brązowa Stopa nie przepada za swoim imieniem. Brązowe Oko, Niedźwiedzia Łapa, Dwa Melony - droga Brown Foot, oczywiście, że pijany tatuś mógł wybrać jeszcze gorzej.


Po przelaniu piana utrzymuje się nieźle i ładnie oblepia szkło. W kolorze jest ciemnobrązowe, klarowne z rubinowymi refleksami. Można powiedzieć, że jest to mocno opalona Indianka ;)  Pachnie bardzo owocowo: na początku żywica i owoce tropikalne, a po ogrzaniu głównie ciemne winogrono. W tle czuć jeszcze delikatną czekoladę.

Smak jest równie ciekawy co i niuch. Podbudowa słodowa jest odpowiednia, dodatkowo nuty czekoladowe dodają mu ciekawego charakteru. Po kilku łykach dochodzi jeszcze świetna owocowość, coś na kształt domowego ciemnego winogrona - jednocześnie słodkawe i bardzo cierpkie na finiszu. A całość dopełnia wyraźna i solidna goryczka. Pije się baaaardzo przyjemnie i ma się ochotę na kolejny łyk.

Ocena: 4,5/5

Puszysta Pocahontas może i nie myje stóp, ale smakuje całkiem nieźle ;) Całość daje ciekawe połączenie owocowości z czekoladą, a wszystko to poparte konkretną goryczką. Aromat chmielowy mógłby być jeszcze trochę bardziej intensywny, ale myślę, że z kolejnymi warkami i to dopracują. Trzeba przyznać - AleBrowar nadal w formie.

wtorek, 12 listopada 2013

Hera z Browaru Olimp

piwo Hera butelkaPiwo w stylu cofee milk stout, górnej fermentacji
Producent: Browar Olimp
Ekstrakt 12,1° Blg, alk. 4% obj. IBU 25
Cena: 6,69zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody: pale ale, monachijski, czekoladowy jasny, czekoladowy ciemny, palony jęczmień, palona pszenica; laktoza, "ziarna delikatnie palonej kawy arabskiej" (sami palili, że wiedzą jak była palona?); chmiel: Sybilla; drożdże Safe S-04;

Pierwsza bogini schodzi z Olimpu. I to nie byle bogini, bo ich królowa. Matka Hefajstosa i Aresa. Patronka przykładnego małżeństwa. Ale również zazdrosne i mściwe babsko. Z drugiej strony nie ma się co dziwić skoro jej mało przykładny małżonek Zeus dymał wszystko, co się ruszało i na drzewo nie uciekało. Chociaż tutaj też pewności nie ma, że nie uciekało. Ogólnie babka z charakterem (charakterkiem?), więc zapowiada się ciekawie. "Subtelny i delikatny jak uroda żony Zeusa i mroczny i słodki jak jej zemsta." Oh really?

Etykieta jest ok, lepsza od Prometeusza, ale nadal pastelowy dobór kolorów do mnie nie przemawia. Ale nie ma co narzekać - czytelne, skład jest, temperatura serwowania (jak ja zmierzę te 14 stopni?).

piwo Hera

Jak się prezentuje Hera w przezroczystym wdzianku ze szkła? Przede wszystkim beżowa piana, po dosłownie chwili, opada do żenująco małego pierścienia. W kolorze ciemne, pod światło zdradza brunatne refleksy. W zapachu czuć głównie kawę - ale niestety nie jest to nic szlachetnego. Ot taka odstana lura z zimnego już dzbanka w firmowym bufecie. Wydaje mi się, że czuję tam też lekki karton.

Smakiem również nie powala - jest dość wodnista, goryczka i kwaskowość od ciemnych słodów. Do tego lekka słodycz laktozy. Zemsta powinna być słodsza. I bardziej gęsta. Nie można piwu odmówić bardzo dobrej pijalności, ale całość przypomina bardzo cienką kawę z mlekiem. Bez rażących błędów nie może być specjalnie niepijalne.

Ocena: 3/5

Kolejne piwo z Olimpu, które w żaden sposób mnie nie zachwyciło. Da się wypić, nawet ze smakiem, ale to tyle. Jeżeli browar chciał żeby to piwo było odzwierciedleniem cech Pani Olimpu, to Hera była strasznie nudną żoną. Nic dziwnego, że Zeus wsadzał swój... hmmm... piorun gdziekolwiek mógł. Tylko nie w domu.

Mnie została jeszcze jedna butelka, ale chyba też poszukam wrażeń gdzie indziej.

czwartek, 7 listopada 2013

Czeka nas wyższa akcyza na piwo?

Siedzę sobie na kanapie. W ręku kufelek, noga przytupuje do BFF (trzeba przypomnieć sobie teksty przed koncertem). A tu ni stąd ni zowąd babka na Polsacie mówi, że piwo będzie pewnie droższe w przyszłym roku...

Okazuje się, że według planów PSL w przyszłym roku akcyza na piwo ma wzrosnąć o 10-15 %, dzięki czemu więcej pieniędzy (jakieś 1,3 mld zł) pójdzie na lokalne drogi. Co to oznacza dla nas, zwykłych wypijaczy piwa? Obecnie akcyza na piwo wynosi 7,79 zł od 1 hektolitra za każdy stopień Plato gotowego wyrobu. Czyli w standardowym lagerze akcyza za butelkę 0,5l wynosi około 0,90-1,00 zł. Wzrost akcyzy od przyszłego roku zwiększyłby ceny takich piw o niecałe 20 groszy.

Na szczęście dla nas taki sam wzrost będzie i dla tanich, i dla drogich piw, bo akcyza nie zależy od ceny piwa, jak VAT. Tak więc ceny pint i innych alebrowarów zmienią się nieznacznie. Z drugiej strony, wzrost mocno uderzy w koncerniaki, gdyż tam wzrost ceny będzie już zauważalny.

źródło: autokult.pl

wtorek, 5 listopada 2013

Ursa Maior pakiet startowy - Royzbawiony, Z Połoniny, Deszcz w Cisnej i Magaloman

Już jakiś czas najwięksi piwni mędrcy (niekoniecznie ze Wschodu) przepowiadali z gwiazd powstanie nowego browaru rzemieślniczego w Bieszczadach. Przepowiadali szczególnie z jednego gwiazdozbioru, Wielkiej Niedźwiedzicy. Od niego bowiem wzięła nazwę nowa inicjatywa piwna (i nie tylko) Dom Wielkiej Niedźwiedzicy - Ursa Major. Niedźwiedzica została odpalona przez znaną bloggerkę piwną Agnieszkę Łopatę (kuchniapiwowarkiagi.pl) i redaktora naczelnego pisma Bieszczadnik, Andrzeja Czecha.

Nie jest to tym razem wyłącznie browar, Centrum Ursa Maior to oprócz samego browaru również sala koncertowo-wystawienniczo-konferencyjna Ursa Maior Hall na ponad 200 osób czy sklep z produktami regionalnymi i informacją turystyczną. I dwa hektary bieszczadzkiej łąki. A jak widać ostatnio na półkach sklepowych, z warzeniem ruszyli od razu z kopyta. Cytując znanego polskiego gangstera Stefana "Siarę" Siarzewskiego:



Tak się sprężyli w Domu Wielkiej Niedźwiedzicy, że zanim zdążyliśmy usiąść do opisania któregokolwiek z ich piw, uzbierał się nam pakiet startowy składający się z czterech sztuk. Więc nie rozdrabniając się na pojedyncze recenzje, zabraliśmy się od razu do całego zestawu. No może nie od razu, zrobiliśmy na dwie raty. I przetestowaliśmy wszystko, co do Łodzi z bieszczadzkiego browaru ostatnimi dniami dojechało.


Na wstępie jeszcze o samej szacie graficznej i opakowaniach Ursy - jest na prawdę świetnie, wyróżniają się na półkach. Mam tylko jeden zarzut. Za cholerę nie widać, co to jest za piwo. Jeżeli ktoś jest zorientowany, to wie, że Royzbawiony to hefeweizen, a Megaloman to AIPA. Ale biedny przeciętny miłośnik "piw regionalnych" wchodząc do sklepu będzie zachodził w głowę, co ma jeleń czy pies z aureolą do piwa. Informacje co prawda są, ale trzeba wziąć butelkę do łapy, bo są z boku małym druczkiem. Nie ma również dokładnego składu. Jest natomiast temperatura serwowania oraz info, do czego dane piwo będzie kulinarnie pasować.

Ok, poczytaliśmy, ponarzekaliśmy, ale same się Ursy nie wypiją, więc jedziemy z koksem.


Ursa Royzbawiony (Hefeweizen)
Ekstrakt 11,2%, alk. 4,2% obj.
Cena: 6,99zł (piwosz-sklep.pl)

Piana świetna, utrzymuje się długo. Do tego stopnia, że raz nalała mi się sama piana i musiałem z 10 min czekać, żeby się w ogóle jakieś piwo pojawiło (na zdjęciu próba z drugą butelką). W zapachu to co w weizenie powinno być - banany (wyraźne) i goździki (delikatne). A dodatkowo lekkie nuty cytrusowe, czyli jakaś Ameryka chyba tam się znajdzie. W smaku jest bardzo odświeżające, połączenie lekkiego piwa pszenicznego, odrobiny cytrusów i dość wyraźnej goryczki. Jak na tak niski ekstrakt i woltaż piwo jest bardzo wyraziste w smaku, nie można w żadnym razie powiedzieć że jest wodniste czy bez wyrazu.Wysycenie również odpowiednie, aż się chce brać kolejnego łyka. Szkoda, że dopiero teraz, bo na lato byłoby idealne.
Ocena: 4,25/5


Ursa z Połoniny (American Amber Ale)
Ekstrakt 12,7%, alk. 5% obj.
Cena: 6,99zł (piwosz-sklep.pl)

Zastanawiam się czy na połoninie rośnie kukurydza. I czy jeleń Filip kisi kapustę na bigos. Bo po otworzeniu butelki te dwa zapachy dominują - gotowane warzywa i siarkowa kiszonka. Może jakieś amerykańskie chmiele tam są, ale wrzućcie trochę chmielu do bigosu i zobaczcie czy coś wyczujecie. Piana utrzymuje się nieźle, kolor też ładny. W smaku jest poprawne, lekko karmelowe, goryczka niezła, ale ogólnie niczego nie urywa. I niestety przyjemność z picia jest mocno popsuta zapachem - nie będę przecież pił całego z zatkanym nosem. Ciężko było wypić do końca. Wielka Niedźwiedzico i jeleniu Filipie, nie idźcie tą drogą. Ale mam nadzieję, że to pierwsze śliwki robaczywki.
Ocena: 2,5/5


Ursa Deszcz w Cisnej (Smoked Brown Ale)
Ekstrakt 12,7%, alk. 5,5% obj.
Cena: 7,69zł (piwosz-sklep.pl)

Po otworzeniu i przelaniu roztacza miłe szynkowe zapachy. Po głębszym wwąchaniu się jest też odrobina nut karmelowych. Piana dość szybko opada i jedynie krążkuje na szkle. W smaku piwo jest bardzo dobrze zbalansowane: karmelowa słodycz i odrobina chlebowości odpowiednio współgra z lekko kwaskową wędzonką i zaskakująco wysoką goryczką. Pije się świetnie, pozostawia dość długo posmaki palono-goryczkowe. Tak zaostrza apetyt na mięsiwo, że aż mnie do lodówki po kanapkę z szynką zagnało ;) Także jeżeli ktoś lubi wędzonki, to pozycja obowiązkowo do spróbowania, chociaż gdyby wędzonka była odrobinę silniejsza, też bym się nie obraził.
Ocena: 4,5/5


Ursa Megaloman (American IPA)
Ekstrakt 15%, alk. 6,2% obj.
Cena: 8,15zł (piwoteka.pl)

Ursowa AIPA zapachem nie powala. Aromaty amerykańskich chmieli są bardzo stonowane, bardziej w stronę owoców tropikalnych (mango, ananas) niż cytrusów. Plus odrobina truskawek. Pije się bardzo przyjemnie, ale jak na punka na etykiecie, kopie zdecydowanie za słabo ;) Lekkie w odbiorze, mocno owocowe (cytrusy+ananas), dobrze pijalne AIPA. Nie zapycha, ma się ochotę wziąć kolejny łyk. Goryczka przypomina wgryzanie się w soczystego białego grapefruita. Dupska Wam Megaloman nie urwie, ale jest to niesamowicie ułożone i sesyjne piwo -  mnie osobiście przypomina trochę dobrą wersję Samuraja z Kocoura (bo z poziomem u nich bywa różnie). Warte spróbowania przynajmniej raz.
Ocena: 4,25/5

Trzeba przyznać - debiut browaru z Bieszczad to prawdziwe wejście smoka lub jak kto woli Niedźwiedzicy. Pochwalić należy przede wszystkim za dobre piwa (z Połoniny na razie przemilczę), konsekwentny design (zarówno etykiety jak i od razu dedykowany kapsel) oraz dystrybucję - nie spotkałem się z dobrym sklepem z piwem, w którym chociaż jednej Ursy bym nie dostał. Muszę jednak trochę ponarzekać na ceny - szkoda, że dobijają do poziomu 7-8zł.

Jak na dopiero startujący browar jesteśmy pod bardzo solidnym wrażeniem. Oby tak dalej, czekamy na kolejne piwa! I drugą warkę Ursa z Połoniny.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Sztuka serwowania... przekazu marketingowego. Z Żywcem.

Usiadłem do posta z mocno hejterskim nastawieniem. Chyba jednak będę musiał pochwalić :) Ale po kolei.

W 2013 roku wszyscy główni gracze ruszyli z nowymi kampaniami. Najpierw było porównanie Tyskie Klasyczne vs Tyskie Gronie, Okocim postawił na siatkarzy (strasznie paskudne ma teraz opakowanie), a Żywiec wprowadził nowe szkło. Nie ukrywałem i nie ukrywam, fanem nowej szklanki żywcowej jestem - jest to chyba jedno z najładniejszych koncernowych szkieł ever. Zaprojektował je "znany designer Janusz Kaniewski" - ja nie znam, ale jeżeli chodzi o design, można powiedzieć, że jestem jaroszem. I nie będę wchodził tutaj w szczegóły dotyczące nalanej do niego zawartości.

Od 2012 Grupa Żywiec prowadzi też akcję Sztuka Serwowania Piwa. Akcja oprócz walorów czysto informacyjnych czyli 7 kroków perfekcyjnie serwowanego piwa, składa się również z szeroko zakrojonych szkoleń barmanów. Czyli na przykład o tym, że należy nalewać Żywca do szklanek Żywca - osobiście nic mnie tak nie denerwuje, gdy w koncernowym lokalu zamawiam Pilsnera Urquella, a dostaję go w szklance z logo Tyskiego. No dobra, są rzeczy, które mnie bardziej denerwują np. nieumyta szklanka, czy grzebanie mi łyżką w pianie, bo się nie potrafi nalać (na szczęście z tym się już dawno nie spotkałem, zdarza się na imprezach masowych). Także akcję uważam za jak najbardziej szczytną - jak się barman raz w życiu nauczy, to niezależnie co mi będzie polewał, czy koncerniaka czy rzemieślnicze, nie będzie robił tych samych błędów.



I wstaję rano, oglądam coś na YouTubie, a tam w reklamie jedzie sobie nowiusieńka szklanka Żywca z fabryki. I do wyjętej świeżo z kartonu szklanki barman leje piwo. Nawet jej nie opłukali. Ja rozumiem, prawda czasu, prawda ekranu. W 30 sekund trzeba się ze spotem zmieścić.

Na początku bardziej mnie oburzyło, że jeszcze zanurzają kran w szklance - ale przyjrzałem się jeszcze raz. Nie zanurzają. Małpia wręcz zręczność ręki barmana była zbyt finezyjna dla nieobudzonego jeszcze oka ;) Także to zdecydowanie na plus. A później jeszcze solidna piana i stawianie na podkładce z logoskiem. Dział marketingu wiwatuje!

Miałem pojechać po całości, że zorganizowali akcję szkoleniową, wydali na nią pierdyliony złotych, a teraz nawet nie potrafią zrobić spotu, gdzie barman trzyma się promowanych przez nich zasad serwowania. No ale nie mogę, bo się trzyma. Prawie. BO SZKLANKI NIE OPŁUKAŁ! :D

sobota, 2 listopada 2013

Kejter z Browaru Szałpiw

Piwo w stylu amber ale, górnej fermentacji
Producent: Browar Szałpiw
Ekstrakt 15° Blg, alk. 6% obj.
Cena: 7,69zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody: pilzneński, monachijski, karmelowy; chmiele: Chinook, El Dorado, Citra; drożdże

Z piwami z Szałupiw mam już styczność czas jakiś. Przedszałpiwowego piwa Jana Szały nie piłem (uwarzył Grand Championa 2011). Potem premierowe Royber, Bździągwa i Szczun - z tego zestawu piłem zdaje się tylko Szczuna. I to dość namiętnie, bo był moim zdaniem znakomity. I niesamowicie zdradliwy, bo wchodził jak soczek, a mocy mu nie brakowało ;) Feralne Dynksy trochę przegapiłem, chociaż ciemnego zdaje się raz wypiłem w Piwotece i nie zasmakował mi, także nie wróciłem do niego ani razu.

Kejter wziął mnie trochę z zaskoczenia - wchodzę do sklepu i jest. Wyskoczył jak pocieszny psiak z worka z chmielem na etykiecie. Na takiego psa nie można by było się  złościć nawet gdyby zostawił w tym worku wielką dymiącą... niespodziankę. Opakowania wielkopolskiego browaru są ok, przejrzyste, bez udziwnień i od razu widać je na półce. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze firmowego kapsla, ale to dopiero początki, więc zakładam, że niedługo będzie.


Po nalaniu piwo jest mętne, nawet pomimo nienalania drożdży z dołu. Ciemny bursztyn wpadający w brunatny, ogólnie mocno wyględne nie jest. Piana solidna, drobny pęcherzyk, trzyma się nieźle, ale też nie powala.

Pachnie... jak moja domowa AIPA. Mam wrażenie, że tak jak u mnie w domu, Szałowipiw uciekła temperatura fermentacji (wyraźne estry i fenole), ale nie ma tu nic nieprzyjemnego. Dużo nut owocowo-kwiatowych, amerykańskie chmiele dają solidną dawkę cytrusów i lekką żywiczną nutę igliwia. W smaku jest ułożone, delikatnie owocowe i karmelowe. Wucha chmielu daje wyraźną, ale dobrze skontrowana goryczkę.

Ocena: 3,75/5

Ogólnie bardzo przyjemne piwo, ma dosyć charakterystyczny smak, ale mam podobnego piwa dosyć dużo w domu. Poza tym Kejter przepił mi się trochę po wizycie w Poznaniu na Piwnym Blog Day 2013. Wieczorem w Setce przez przypadek z Jacem zamówiliśmy trzy sztuki na raz. A ktoś to wypić musiał. Natomiast jeżeli nie piliście, a znajdziecie jeszcze gdzieś, to bierzcie śmiało do spróbowania. Podobno może nie być już powtarzany.

piątek, 1 listopada 2013

Tyskie z tanka - Łódź, Browar de Brasil w Manufakturze

Kompania Piwowarska od 2012 roku zaczęła wprowadzać w polskich piwiarniach technologię powszechnie używaną na przykład w Czechach. Polega ona na serwowaniu piwa w lokalu nie z kegów, a większych zbiorników-tanków. Pomijając szczegóły techniczne największą różnicą jest to, że podawane piwo jest niepasteryzowane - czyli coś co można bardzo ładnie ograć marketingowo ;) Obecnie w tej technologii serwowane jest jedynie Tyskie w kilkudziesięciu restauracjach w Polsce. Jednym z takich lokalów jest Browar de Brasil w łódzkiej Manufakturze.

Jak oceniamy Tyskie z tanka? No cóż, to nadal jest niestety (stety?) Tyskie. Po pierwsze cena piwa jest dosyć wysoka - za pół litra zapłaciliśmy 8 zł (4 Tyskacze w markecie). Wygląd piwa jest dosyć pozytywny - barwa bursztynowa, piana zaskakująco gęsta i wysoka, długo się utrzymuje. W zapachu czuć było głównie słód. Piwo zalatywało też trochę kartonem, co sugerowałoby, że było lekko utlenione.

W smaku niestety słodkawe i bez wyrazu. Zero chmielu, ale też w sumie i zero korpo-spirytu, czy innych wad. Jest też jakiś dziwny tępy posmak po spróbowaniu, ale dawno nie piłem Tyskiego, więc może tak jest normalnie. Po chwili człowiek się do tego przyzwyczaja. Tak do połowy pije się dobrze, jak soczek. Później zaczyna być lekko mdłe i zapychające. Jeżeli ktoś lubi zwykłe lagery, to może znajdzie w tankowym Tyskim pozytywy. Trzeba przyznać, że piwo jest lepsze od wersji pasteryzowanej, jest bardziej rześkie i nie jest tak męczące (z tego co pamiętam).

Dla nas raczej średnie - da się wypić, przesadnie nie odrzuca. Ewentualnie może być alternatywą dla innego piwa, jak już jesteśmy w restauracji. Chociaż akurat wolałbym się napić w lokalu Kompaniowym Ciemnego Łagodnego albo Pilsnera Urquella jeżeli mają.

Ocena: 2/5

Trochę szkoda, że Browar de Brasil zamienił swoje piwa na Tyskie (chociaż mają też 3 Książęce z nalewaka). Nie mówię, że ichniejsze powalały (strasznie wodniste mieli pszeniczne), ale zawsze była to jakaś odmiana. Tyskie z tanka to... niepasteryzowane Tyskie. Jeżeli spodziewacie się fajerwerków, to rozczaruję Was, ale nie tutaj.

Pozostaje nam poczekać, aż Kompania wprowadzi Pilsner Urquella z tanka, a wiemy z dobrze poinformowanego źródła, że są takie plany ;) Jednak wożenie piwa z Czech nastręcza dużo więcej problemów logistycznych, więc nie będzie to aż tak prędko, jak byśmy chcieli.

P.S. Pajęczyna poniżej nie jest wynikiem braku higieny w lokalu. Wizytowaliśmy w Halloween.



 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog