piątek, 28 czerwca 2013

Ortodox Stout z AleBrowaru

Gryglas

Informacja o nowej serii AleBrowaru pojawiła się w sumie znikąd. 22. maja wrzucili informację na swojego fanpage'a, że rusza nowa linia piw, Ortodox, które nie będą już hybrydami styli, będą mniej spektakularne, mniej eksperymentów, MOŻE bez amerykańskich chmieli, itp. Pierwsze piwo zapowiedziane z Ortodoxa to stout.

Jak powiedzieli, tak i uwarzyli (chociaż nie do końca). Piwo niedawno trafiło na półki sklepowe razem z nową warką Amber Boy'a, trochę wcześniej można było się go napić lanego (również przez Randalla z kawą, co podobno totalnie zabijało smak).

Jeżeli chodzi o etykietę, to zupełnie niealebrowarowa. Były narzekania, że nijaka, że wygląda jak etykieta od Błękitu Paryża (lub jak kto woli od "dykty") - nie podzielam. Mnie się podoba, minimalistyczna, nie mam pojęcia o co chodzi z łasicą w muszce na etykiecie, ale wywiera na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie. Myślę, że na półce też się wyróżnia. Na kontrze mniej tradycyjnych informacji (nie ma podanych odmian słodów i chmieli) natomiast jest np. temperatura serwowania i polecane szkło - też miło.

Piwo w stylu stout, górnej fermentacji
Producent: AleBrowar (seria Ortodox)
Ekstraktu nie podano, alk. 5,6% obj.
Cena: butelka 6,30zł
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże (poważnie? :))


Po nalaniu do szkła ukazuje się nam dość obfita, drobno-pęcherzykowa piana w kolorze kawy z mlekiem. Trzyma się dość nieźle, opada do sporego kożuszka, ładnie oblepia szkło. W kolorze czarne, mocno nieprzezroczyste i nawet smoliste. Może delikatne refleksy są, ale trzeba by pod na prawdę mocne światło podstawić.

W zapachu nuty czekoladowe i palonych słodów... i zostałem oszukany! Tam jest żywica i cytrusy, czyli użyli amerykańskich chmieli. Co prawda w wersji butelkowej czuć je nieco mniej, ale w lanej jest bardzo wyraźne. Nie mówię, że to źle, ale ładny mi to Ortodox. Czyli jednak "może bez amerykańskich chmieli" może zostanie użyte kiedy indziej ;)

Smak przyjemny, piwo jest bardzo gładkie, ale tutaj też czuć cytrusy i żywicę, która łączy się z lekką palonością i gorzką czekoladą w bardzo ułożony smak. Ale nadal nie jest to ortodoksyjny stout. Piwo jest świetnie pijalne, wysycenie może odrobinę za wysokie jak na stouta, ale szklankę osuszać można jedną po drugiej.

Ocena: 4,5/5 (bo mnie oszukali! :) )

Nie twierdzę, że czegoś temu piwu brakuje, jest na prawdę świetne! Tylko, że Ortodox Stout to trochę bardziej ugrzeczniona wersja Black Hope, a nie ortodoksyjny angielski stout, czego wszyscy się spodziewali. Aczkolwiek AleBrowar nie kłamał - jest mniej spektakularne, bardziej stylowe, może bez amerykańskiego chmielu będzie następne, tym razem jednak z. Natomiast jest to wybitnie pijalne, świetne sesyjne piwo. Ostatnio w jednym z łódzkich barów na Off Piotrkowska, nim się obejrzałem, opróżniliśmy cały zapas w lodówce. Zdecydowanie polecam! A oceny wyższej nie dam, bo mnie oszukali ;]

wtorek, 25 czerwca 2013

Hobgoblin z Wychwood Brewery

Gryglas


Bardzo się ucieszyłem gdy przy okazji jednej z ostatnich wizyt w Piwoszu, zastałem tam solidną dostawę z angielskiego Wychwood Brewery. Kojarzyłem Hobgoblina jeszcze ze studenckich wypraw wakacyjno-zarobkowych do Albionu, chociaż wtedy pijałem głownie korpolagery, więc wydało mi się wtedy skandalicznie drogie i nie spróbowałem.

Mam zatem okazję nadrobić to teraz. Co prawda jako człowiek mocno związany z armiami orków i goblinów w systemach bitewnych Warhammera, uważam hobgobliny za zdrajców, którzy sprzedali swoich pobratymców w niewolę krasnoludom chaosu, ale odsuwając rasowe uprzedzenia na bok, postanowiłem Hobgoblina nabyć. Można nawet zastosować tutaj zasadę: Hobgoblin twój wróg - lej wroga w ... ;)

Nazwa browaru pochodzi od średniowiecznego lasu Wychwood, który znajduje się w Oxfordshire, niedaleko samego browaru. Receptura Hobgoblina powstała w 1988 jako specjalne piwo na wesele córki jednego z okolicznych właścicieli ziemskich, a pierwszy komercyjnie butelkowany został wypuszczony w 1996 roku. Jeżeli chcecie więcej informacji, to można poczytać na stronie browaru.

Wszystkie piwa z Wychwood Brewery nawiązują do legend i mitów angielskich, stąd wiedźmy, gobliny, krasnoludy i pozostały fantastyczny inwentarz. Co do opakowania, Hobgoblin z wielkim, krzywym nosem, w czerwonej czapce krasnala i tłoczona wiedźma na butelce urzekają mnie bez reszty. Butelka sama w sobie też ma dość unikalny kształt, za co również plus. Do kompletu firmowy kapsel z Hobgoblinem. Jest to jedno z najfajniej zapakowanych piw jakie kiedykolwiek udało mi się zdobyć ;) Również strona browaru ma dużo smaczków, jeżeli kogoś kręcą klimaty fantasy (najedźcie kursorem na trolla leżącego na dolnej belce strony).

Piwo w stylu extra special/strong bitter, górnej fermentacji
Producent: Wychwood Brewery
Ekstraktu nie podano, alk. 5,2% obj. (wersja lana ma 4,5%)
Cena: butelka 12,60zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody pale ale, crystal i chocolate, chmiele Styrian Goldings i Fuggles, drożdże.


Piana beżowa, drobno-pęcherzykowa, nie jest może zbyt obfita, ale trzyma się na piwie nieźle i ładnie krążkuje . Piwo jest jak sama nazwa wskazuje rubinowe, klarowne.

Zapach ciekawy, połączenie słodu, lekkiego toffi i leśnych owoców. Nie jest przesadnie intensywny, raczej typowy angielski ale z lekką domieszką owoców. Chmielu w zasadzie nie czuć.

To samo co w zapachu, czuć też w smaku. Piwo jest dość pełne, czuć również solidną kwaskowość, jakby połączenie ciemnych słodów z nutą owocową. Nie czuję tutaj specjalnie goryczki chmielowej, jest na dość niskim poziomie, a pozostałe smaki znacząco ją przykrywają. Piwo jest bardzo dobrze pijalne, wysycenie jest na odpowiednim poziomie. Pod koniec kwaskowy posmak jest odrobinę męczący, ale może się już czepiam.

Ocena: 4/5

Zdecydowanie Hobgoblina polecam. Pewnie na obiektywny osąd trochę wpłynęły walory estetyczne opakowania i cała otoczka, ale piwo jest pijalne, a jednocześnie dzieje się w nim dość sporo. Szkoda trochę, że pełnia nie jest kontrowana bardziej wyraźną goryczką, ale pije się przyjemnie, więc ciężko się tutaj przyczepić.

Dla przeciętnego korpolagerożłopa, którym byłem podczas wizyty w Anglii, nie będzie to piwo, do którego chętnie wróci. Jak by to ujął sam Hobgoblin: 'What's the matter Lagerboy, afraid you might taste something?' Dlatego bardzo cieszę się, że wypiłem je dopiero teraz - na pewno kolejny Wychwood zagości tu już niedługo. Jak tylko Piwosz uzupełni zapasy ;)

piątek, 21 czerwca 2013

Książęce Jasne Ryżowe z Kompanii Piwowarskiej

Gryglas

Kompania Piwowarska już jakiś czas temu wprowadziła nową nową linię piw "premium", czyli markę Książęce. W zasadzie to odświeżyła, bo marka jako taka już wcześniej funkcjonowała. Krok o tyle chwalebny, że zaczęli promować piwną różnorodność u przeciętnego tyskożłopa, natomiast z wykonaniem już było różnie. Szkoda, że nowa linia wyparła Książęce Pszeniczne, które moim zdaniem (a piłem ostatnio jakieś 2 lata temu) było bardzo przyzwoitą pszenicą, lepszą od wielu pszenic ze średnich browarów dostępnych obecnie.

Piwa, które są dostępne w portfolio marki Książęce na stałe to Książęce Jasne Pszeniczne (bardzo słabe, niestety nawet nie jest prawdziwą pszenicą), Książęce Czerwony Lager (strasznie wodnisty sikacz) i Książęce Ciemne Łagodne (nawet niezłe, pod warunkiem, że lane, bo wersja z butelki jest niestety dla mnie za słodka). Dlatego po zapowiedzi Książęcego Jasnego Ryżowego, nie spodziewałem się raczej niczego dobrego.

Po tym jak wyszło, długo omijałem je szerokim łukiem. O dziwo pojawiło się w tym czasie kilka pozytywnych recenzji Jasnego Ryżowego. Ciekawość we mnie wzięła górę i postanowiłem przygarnąć ze sklepu. Trudno znaleźć nie jest, aczkolwiek w lodówce było go najmniej - to już dało mi do myślenia. Aczkolwiek do tej pory hitem sprzedażowym Książęcego jest Czerwony Lager, który nie smakuje absolutnie niczym, więc byłem nadal ostrożny ;)

Etykieta jak w pozostałych Książęcych, poprawna, piwo opisane przejrzyście, niczym nie zachwyca, ale trzeba przyznać, że całość rebrandingu wyszła Kompanii bardzo udanie. Piwo "premium" wygląda faktycznie premium.

Piwo jasne z dodatkiem ryżu, dolnej fermentacji, pasteryzowane
Producent: Kompania Piwowarska
Ekstrakt 11%, alk. 4,5% obj.
Cena: butelka 3,35zł (Delikatesy Alma)
Skład: woda, słód pilzeński, ryż biały, chmiele goryczkowe i aromatyczne.


Piana nie zachwyca, szybko robią się w niej dziury i opada dosyć szybko. Kolor zgodny z informacją na etykiecie - jasne, nawet bardzo, ale to pewnie zasługa ryżu. Jest klarowne, na zdjęciu akurat zaszło mi szkło od upału.

Zapach powalający może nie jest, jest lekka słodowość po ogrzaniu, ale o dziwo, czuć tu... cytrusy?! Poważnie, czuć lekką cytrusowość, nie wiem czy Kompania zdecydowała się na dosypanie nieco Ameryki, czy może jest to efekt czegoś innego. Chcę wierzyć w to pierwsze, zwłaszcza, że chwalą się, że są tutaj chmiele aromatyczne.

W smaku jest trochę wodniste, nieco kwaskowe, ale bardzo, bardzo pijalne. Na koniec wyczuwalna lekka, ale przyjemna goryczka. Piwo bardzo dobrze wchodzi, w gorący dzień bardzo szybko osusza się 0,5l. Wysycenie jest dość wysokie, ale tutaj raczej poprawia orzeźwiający efekt.

Ocena: 4/5

Jestem bardzo miło zaskoczony, to piwo jest po prostu dobre :) Nie mówię, że dzieje się w nim przesadnie dużo, ale jest fantastycznie pijalne, świetne na letni skwar. Jest to bardzo dobra opcja, jeżeli traficie na koncernowe bezpiwie, lub chcecie coś lekkiego, a chemii w pedlerach radlerach nie zniesiecie. Także na bezpiwiu i Ryżowe zdecydowanie ryba ;)

Mam nadzieję, że nie będzie to tylko specjał letni i Jasne Ryżowe na stałe zagości w portfolio marki Książęce, bo jest zwyczajnie najlepsze. I jest to teraz jedno z dwóch piw (obok Pilsnera Urquella), o które pytam, jeżeli komuś już udaje się mnie zaciągnąć pod parasolki Tyskiego lub Lecha.

UPDATE: Po kilku odległych w czasie flaszeczkach

Dobra, przyznaję się bez bicia, przegiąłem nieco pałę pierwszą oceną, chyba ze względu na entuzjazm jaki mógł wywołać pijalny koncerniak. Piwo jest bardzo ok, jest nadal bardzo dobre, wchodzi lekko i na piwnej pustyni zdecydowanie polecam (nadal biorę jako pierwsze pod Tyskimi parasolkami). Ale na 4/5 to dzieje się tam za mało, piana zdecydowanie nie zachwyca, a po mocnym ogrzaniu już tak nie zachwyca. Jako, że jest to piwo dalekie od ideału, natomiast mocno powyżej przeciętnej, posypuję głowę popiołem (ze znaczną domieszką ryżu) i wstępną ocenę koryguję. Żeby mieć czyste sumienie oraz dać odniesienie do innych ciekawych cienkuszy, które można na rynku znaleźć.

Ocena końcowa: 3,25/5

wtorek, 18 czerwca 2013

Podróże Kormorana American IPA z Browaru Kormoran


Gryglas

Podróże Kormorana AIPA | butelkaNiedawno burzą wśród blogów i innych mediów piwnych przeszła wiadomość, że Browar Kormoran będzie warzył IPA. W sumie była to rzecz w zasadzie nieunikniona biorąc pod uwagę to, że Podróże Kormorana są idealną serią, żeby IPA w niej odpalić. Co ciekawe nie jest to brytyjska wersja, a od razu rzut na szerokie wody i amerykańska wersja (AIPA), czyli Kormoran stawia na ciekawe chmielenie.

Może i jest to posunięcie mało oryginalne i podyktowane tym co się na rynku obecnie dzieje (Amerykański chmiel? Jeszcze więcej amerykańskiego chmielu!), ale i tak brawa za decyzję. Browar regionalny nie decyduje się na kolejne miodowe, niefiltrowane, nieutrwalane, czy piwo "dla tych co się znają", ale widzi co święci triumfy wśród już trochę bardziej zaprawionych w bojach piwoszy i reaguje na to jak najbardziej poprawnie.

Testowana sztuka dorwana podczas piątkowej premiery w Piwotece Narodowej (razem z premierą Miedzianej Dziewicy), natomiast na spotkanie z przedstawicielami browaru już się nie załapałem. No cóż, kto późno przychodzi, ten nie ma kołaczy, czy jakoś tak. Piłem na miejscu, ale zabrałem też jedno do domu żeby sprawdzić jak wersja butelkowa. Już na wstępie cena wydaje się za wysoka - prawie 8zł to tyle samo co Imperium Atakuje, natomiast Rowing Jack i Atak Chmielu są już dużo tańsze (można dostać za 6,40zł).

Jak już wspominałem przy weizenbocku z Podróży - mnie szata graficzna etykiet całej linii nie zachwyca. Obawiam się również, że teraz gdy będą dwa piwa z tej linii w sklepach, przy samoobsłudze mogą następować pomyłki. Etykiety różnią się dość nieznacznie: zmienia się tło "pocztówki" pod podróżnikiem i mały napis pod Podróże Kormorana, kapsel jest ten sam.

Piwo w stylu American India Pale Ale, niefiltrowane, górnej fermentacji, warzone tradycyjnie (cokolwiek to znaczy)
Producent: Browar Kormoran (seria Podróże Kormorana)
Ekstrakt 16%, alk. 6% obj.
Goryczka: 85 IBU
Cena: butelka 7,95zł (piwoteka.pl)
Skład: woda, słody jęczmienne; słód pszeniczny; chmiele: Cascade, Chinook, Citra, Centennial, Mosaic; drożdże.

Podróże Kormoran AIPA jest ponoć siedmiokrotnie chmielone: na zacier, brzeczka przednia, 4 dawki do kotła warzelnego oraz chmielenie na zimno. Nie chcę się tu wymądrzać, ale zastanawiam się co ma dać chmielenie zacieru i brzeczki przedniej? Niby jest szansa, że to na goryczkę, ale chyba jednak alfakwasy dające goryczkę z chmielu uwalniają się do roztworu w wyższych temperaturach niż są przy zacieraniu, a aromaty ulotnią się w wysokiej temperaturze podczas chmielenia na goryczkę w kotle warzelnym. Więc albo placebo, albo zalecenie z działu marketingu, żeby można było się tym pochwalić tym na etykiecie. Albo się nie znam ;)

Podróże Kormorana AIPA

Po nalaniu ukazuje się dość obfita piana, opadająca do mocno trzymającego się do końca kożuszka, ładnie oblepia szkło. W kolorze bursztynowe, mocno opalizujące. Mnie się nalało jeszcze trochę za bardzo z osadem, wydaje mi się, że są też drobinki chmielu z chmielenia na zimno. W wersji lanej z kega w Piwotece było bardziej klarownie, ale też raczej nieprzezroczyście.

W zapachu jest bardzo przyjemnie, głównie nuty owoców tropikalnych, żywicy, również trochę cytrusów. Ale jak na tak świeże piwo i tyle chmielenia ile zachwala etykieta to mogłoby być intensywniej.

Chmiel którego nie czuć w zapachu pojawia się zdecydowanie w smaku! Goryczka jest potężna, żywiczna, lekko również grapefruitowa, na koniec robi się trochę trawiasta i ściągająca. Jest nieźle skontrowana pełnią słodową, ale piwo idzie bardziej w stronę Ataku Chmielu niż ułożenia jak w Rowing Jacku. Na koniec 85 IBU robi się nieco męczące jak na zwykłe AIPA. Wysycenie jest bardzo dobre, nie przeszkadza w piciu.

Ocena: 4,25/5

Brawa dla Kormorana za decyzję, wykonanie wyszło też nieźle. Wrażenie robi bardzo pozytywne, na pewno wrócę do niego jeszcze w tej warce i w następnych, żeby sprawdzić co zmienili. Nareszcie jest szansa, że będziemy mieli na rynku w miarę dostępne AIPA, które można dostać bez czekania przez miesiąc-dwa, jeżeli się przegapiło akurat dostawę Rowing Jacka do sklepu. Odstrasza niestety trochę cena, bo za 8 zyli, jeżeli będę miał wybór, prawdopodobnie wezmę coś innego do sesyjnego IPApicia.

Natomiast w podsumowaniu jeszcze muszę zrugać Kormorana za zestaw ze szklanką. No przecież to jest jawna kpina, żeby dawać szkło od weizena w zestawie z AIPA. Mam wrażenie, że chcieli pojechać po kosztach i zostało im jeszcze szkło z poprzedniej Podróży Kormorana ;) Wstydzić się powinni - takie dobre piwo i takie szkło.

Jaco

Wygląd typowo ale'owy - ciemnobursztynowy, prawie całkowicie nieprzezroczyste. Piana gęsta, puszysta, długo się utrzymuje. Opadając osadza się na ściankach. W zapachu od razu uderza cała gromada różnych chmielów. Najbardziej wyczuwalna - charakterystyczna Citra.

W smaku też mocno królują chmiele, zarówno te o mocnej goryczce, jak i aromatyczne. Ich natężenie podobne do Rowing Jacka. Oprócz chmielów wyczuwalna delikatna słodycz - jak w typowych ale'ach.

Zdecydowanie polecam, z jednym ale - cena Podróży Kormorana niestety nie zachęca do częstszego degustowania tego piwa. A w związku z tym, że smak jest bardzo zbliżony do Rowing Jacka (nie wiem, czy mógłbym je odróżnić), częściej będę sięgał właśnie po niego.

Ocena: 4,5/5

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Miedziana Dziewica z Browaru Piwoteka

Gryglas

Jakiś czas temu recenzowaliśmy dla Was B-Day Lądowanie w Normandii, uwarzone we współpracy Piwoteki Narodowej, Pinty i AleBrowaru jako piwo urodzinowe na 2013. Również jakiś czas temu było u nas piwo urodzinowe samej Piwoteki Narodowej warzone przez Artezan, czyli Czerwony Kapturek. Było więc kwestią czasu, kiedy Marek Puta czyli właściciel Piwoteki (sklepu) i Piwoteki Narodowej (pubu) ogłosi, że ruszają z warzeniem własnego piwa.

I faktycznie, Browar Piwoteka (bo jak inaczej mógłby się nazywać ;)) ruszył już pełną parą. Głównym piwowarem w nowym browarze będzie Marcin Chmielarz - piwowar domowy, autor bloga portery.pl oraz autor kilku niezłych receptur piw z Manufaktury Piwnej browaru Jabłonowo. Warzy Browar Piwoteka w Radomiu w mini browarze Pivovaria. Pierwszym piwem, które zostało ogłoszone 31. maja (wcześniej co prawda były jakieś zajawki o warzeniu, ale tak oficjalnie) była Miedziana Dziewica. ESB czyli Extra Strong/Special Bitter.

Nazwa piwa taka, a nie inna z dwóch powodów. Raz, że dziewicze piwo browaru. Dwa, że nawiązanie do Iron Maiden, czyli Żelaznej Dziewicy. Nawiązanie do tej żelaznej, czyli popularnego średniowiecznego narzędzia tortur, również na etykiecie. Haki, łańcuchy, klucze i dziewoja topless - szczerze trochę pachnie S&M ;) Co do samego projektu Jarosława Puty, to niestety bliżej mu tym razem do poprzedniej wersji Pitny niż do świetnych minimalistycznych etykiet Dziadka Mroza i Czerwonego Kapturka. Nie mówię, że jest zła, ale trochę mało czytelna i nijaka. Data przydatności po zetknięciu z palcem schodzi z pancernej lakierowanej etykiety (czuję, że sama etykieta nie do ruszenia podobnie jak w Pincie).

Piwo w stylu Extra Strong/Special Bitter, górnej fermentacji, niepasteryzowane
Producent: Browar Piwoteka (Minibrowar Piwowaria)
Ekstrakt 13%, alk. 5,3% obj.
Cena: butelka 10zł (piwoteka.pl), 9zł/11zł lane w Piwotece Narodowej
Skład: woda, słody: pale ale, biscuit, crystal 150, chocolate 900; chmiele: Target, Fuggles, Challenger, East Kent Goldings; drożdże: MauriBrew Ale.


Po przelaniu z butelki do szkła piana jest średnio obfita, beżowa, opada do sporego kożuszka. Lane z kranu w Piwotece Narodowej, testowane w piątek na premierze miało dość nierówną pianę - raz dostałem świetną grubą warstwę piany, a kumpel następną dostał prawie zupełnie prawie bez piany, ale to raczej kwestia lania. W kolorze brunatne, dosyć nieprzejrzyste (coś tam niby widać, ale tylko pod mocne słońce).

Zapachu nie powala, po ogrzaniu czuć słodowość, odrobinę karmelu i żywicznego, tradycyjnego chmielu. Wydaje mi się, że na sam koniec czuć bardzo lekko nutę alkoholową.

W smaku dominuje przede wszystkim mocna goryczka. Czuć odrobinę słodowości, ale Miedziana Dziewice idzie raczej w stronę wytrawnego smaku. Nie jest przesadnie zapychająca, nie jest też wodnista. Wysycenie jest odpowiednie, pije się przyjemnie, natomiast na sam koniec goryczka trochę już za bardzo dominuje i zalega.

Ocena: 3,5/5

Miedziana Dziewica raczej mnie nie rozczarowała, bo i po ESB nie można się spodziewać zaskakujących i powalających wrażeń.W Dziewicy nie dzieje się przesadnie dużo, ale dzieje się dość poprawnie. Fajne jest to, że Browar Piwoteka nie rzuciła się od razu jak to robi większość na amerykański chmiel. Piwo do napicia się.

Jeżeli jesteście w Piwotece Narodowej, to warto spróbować z kranu i zobaczyć jak wyszło. Natomiast wersji butelkowej specjalnie nie polecam, bo jest najzwyczajniej za droga jak na wrażenia, których dostarcza. I tutaj właśnie pojawia się pytanie, czy bitter (nawet extra special/strong) w takiej cenie ma realną szansę konkurować na rynku z AIPAmi za 6-7zł? Czas pokaże.

Jaco

Barwa ciemna, lekko brązowa, nieprzezroczysta. Piana mało okazała. W zapachu czuć głównie słód i karmel. Smak jakiś taki nijaki. Czuć goryczkę chmielów niearomatycznych i trochę karmelu podobnego jak przy stoutach. Wydaje się lekko rozwodnione. Biorąc pod uwagę wysoką cenę Miedzianej Dziewicy, raczej nie polecam.

Ocena: 3/5

sobota, 15 czerwca 2013

Zacne Jasne Browaru Van Pur

Alk. 6,0%
Piwo jasne, pasteryzowane

Cena: ok 2 zł

Jaco

W Żabce dostępne jest od niedawna Piwo Zacne Jasne z Browaru Van Pur. Było nawet trochę reklamowane w TV, więc postanowiłem spróbować.

No cóż, przyznam, że żałuję wydanych pieniędzy. Ale po kolei: W wyglądzie jasne, słomkowe. Piana na początku gęsta i wysoka, ale szybko opada prawie do zera. Zapach typowo korpobrowarowy - czuć głównie alkohol. Smak również nie zaskakuje - zero goryczki, głównie kwas i alkohol.

Nie polecam ;]

Ocena: 1,5/5



Przekąski: Chipsy solone Hatherwood Crisps

Gryglas

Nie samym piwem żyje człowiek (i podobno też nie samym chlebem), a że i nasz blog nazywa się nie "o piwku" ale "przy piwku", więc postanowiliśmy z Jacem trochę bardziej zająć się też okołopiwnymi tematami. Dzisiaj zagrycha. Nie będziemy się tu na razie skupiać na zaawansowanym parowaniu potraw z piwami, polecać Wam zdrowych przekąsek, wrzucamy to co nam się udało ostatnio znaleźć i co nam smakuje, bez patrzenia na to co jest zdrowe i politycznie poprawne ;)

Chipsy do piwa jada pewnie co jakiś czas każdy, a przynajmniej każdy kiedyś się skusił. Ja osobiście preferuję wszelkiej maści solone chipsy, ewentualnie ostrą paprykę. Większość "kurczakowych", "śmietanek ze szczypiorkiem" czy innych "zielonych cebulek" jest dla mnie ze względu na polepszacze smakowe i chemiczne smaki nie do przełknięcia. Dlatego jeżeli tylko uda się złapać jakieś solone, których nie próbowałem jeszcze, biorę paczkę na spróbowanie.

Tym razem podczas tygodnia angielskiego w Lidlu trafiłem na Hatherwood Crisps, czyli chipsy z "angielskiej" marki własnej Lidla. Jako, że nawet najtańsze chipsy solone dla mnie są zjadliwe, to nie wahając się wrzuciłem do koszyka. Produkty z marek własnych Lidl ma całkiem fajnie opakowane, nie inaczej jest z produktami Hatherwood.


Pierwsza rzecz, która się narzuca, to konsystencja - są nieco grubsze niż standardowe polskie chipsy, przez co chrupią świetnie i stawiają dużo większy opór. Trzeba się trochę nagryźć przed przełknięciem, zaliczam to na zdecydowany plus. Pod światło są również trochę bardziej przezroczyste, niby jest napisane, że są hand cooked, może to powoduje różnicę. Solone są umiarkowanie, mniej niż większość chipsów dostępnych w Polsce. W odczuciu są trochę tłustawe, a ogólnie przypominają coś pomiędzy chipsem, a prażynką.

Jak dla mnie miła odmiana od tradycyjnych polskich chipsów. Świetnie się nadają same, a i np. z ostrym sambalem są rewelacyjną przekąską do piwa. Oczywiście za często nie polecam, bo 150g paczka ma ponad 700 kalorii, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzą. Ja się następnym razem zasadzę na octowe - ciekaw jestem połączenia smaków ;)

piątek, 14 czerwca 2013

Odsiecz Wiedeńska z browaru Pinta

Gryglas

Odsiecz Wiedeńska to jedno z tych piw Pinty, które dosyć rzadko gościło do tej pory w moim szkle. Wypiłem kiedyś, raz czy dwa, ale nie wywarło na mnie żadnego zapadającego w pamięć wrażenia. Jest jeszcze teoria, że ze względu na podobieństwo do Ogni Szczęścia mogłem je kiedyś pomylić - ale to już wina opakowań Pinty ;)

Przechodząc obok mojego najbliższego monopolowego, gdzie wyboru powalającego nie mam, postanowiłem wziąć coś gaszącego pragnienie, ale niezbyt ciężkiego. Patrzę, jest Odsiecz Wiedeńska, dawno nie piłem, zobaczę czy coś się zmieniło i wrzucę na bloga, będzie odbębnione.

Na pierwszy rzut oka, jedna z najnudniejszych etykiet Pinty - jak się przyjrzeć z bliska, to są tam co prawda skrzydła husarskie, ale trzeba mieć wzrok jak sokół na ukraińskim stepie, żeby te skrzydła dojrzeć w sklepie na półce. Dla przeciętnego nielatającego zjadacza chleba prosta etykieta z nazwą i logiem Pinty. To już chyba wolę dawną etykietę Odsieczy Wiedeńskiej gdzie pintowa dziewczyna siedzi w zbroi i z piwem na tle husarii (tylko czemu ona ma tam obok siebie pełny hełm rycerza średniowiecznego?!). Niemniej jednak nowa pasuje kolorystycznie do wiedeńskiego lagera.

Piwo w stylu Vienna Lager, dolnej fermentacji
Producent: Pinta (Browar na Jurze)
Ekstrakt 13,1%, alk. 4,9% obj.
Cena: 5,90zł
Skład: woda, słody Wayermann®: wiedeński, monachijski (II), Caramunich® (I), melanoidynowy, chmiele:  Hallertauer Mittelfruh (DE), Tradition (DE); drożdże Saflager W 34/70.

Przy okazji - albo się ktoś walnął na obecnej etykiecie, albo w międzyczasie zostały zmienione proporcje chmieli. W pierwszych wersjach i na stronie piwo posiada mniejszą ilość Hallertauer Mittelfruh niż Tradition (ten drugi jest wymieniony jako pierwszy, czyli jest niby go więcej w składzie).


Po nalaniu formuje się dość obfita beżowa piana. Po chwili robią się w niej trochę dziury, nie jest kremowa jak napisane na opakowaniu. Opada do dość obfitego kożuszka, który ładnie krążkuje na szkle i zostaje w zasadzie do końca picia. Kolor jest bursztynowy, wpadający w czerwień, piwo jest klarowne.

W zapachu głównie słodowość i nuty karmelowe. Po chwili dochodzi jeszcze przyjemny klasyczny chmiel, ale nie jest mocno dominujący. Jest bardzo poprawnie, nie wyczuwam tutaj żadnych nieprzyjemnych aromatów, nawet po lekkim ogrzaniu. Bardzo miło się je wącha, w przeciwieństwie do większości lagerów na rynku.

Smak mnie pozytywnie zaskoczył. Jest to bardzo przyjemny lager: nie jest ani przesadnie zapychający ani przesadnie wodnisty - jest akurat. Bardzo dobre wrażenie robi też goryczka, nie spodziewałem się, że będzie aż tak konkretna. Jest może trochę tępa na sam koniec, ale chyba już szukam dziury w całym. Wysycenie jest odpowiednie. Piwo jest fantastycznie pijalne, nie zauważyłem, kiedy opróżniłem szkło. A miałem ochotę na kolejnego łyka ;)

Ocena: 4,5/5

Jak dla mnie jedno z bardziej niedocenianych piw z Pinty. Jest to świetnie ułożone piwo. Widać, że popracowano nad nim już trochę od nowości. Zastanawiam się, czy faktycznie zmieniono proporcje chmieli w stosunku do pierwszych wersji, tłumaczyłoby to być może zmianę goryczki na bardziej wyrazistą i godną zapamiętania. Również, przyznam się bez bicia, jest szansa, że ze względu na etykietę, pomyliłem Odsiecz z Ogniami Szczęścia.

Jeżeli znudziliście się już trochę amerykańskim chmielem i chcecie napić się porządnego lagera, to zdecydowanie polecam. Na lato będzie rewelacyjnie gasić pragnienie, a też nie sponiewiera jakoś przesadnie, co zdecydowanie zaliczam na plus. Odsiecz Wiedeńska jest świetnie pijalna, wchodzi jak szarża husarii pod wiedniem w tureckie szeregi ;) W moim szkle gościła do tej pory zdecydowanie za rzadko, ma szansę się to teraz zmienić. Na 12 września co roku pozycja wręcz obowiązkowa ;)

A dla wszystkich, którzy nie wiedzą co wydarzyło się 12 września kilkaset lat temu, mała graficzna podpowiedź od mistrza Matejki:

niedziela, 9 czerwca 2013

Trooper - Iron Maiden w kooperacji z Robinsons Brewery

Gryglas

Piwo Trooper | Iron Maiden | ButelkaFanem Iron Maiden jestem od dawna, dlatego informację o tym, że Robionsons Brewery warzy piwo razem z wokalistą Ironów przyjąłem z niekrytym zachwytem. Przeoczyłem co prawda premierę, czyli dotarcie Troopera do The Eclipse Inn oraz zapomniałem po urodzinach Jaca w Elcipsie zabrać jedną butelkę do recenzji na wynos, ale nadrabiam teraz zaległości i przytuliłem dwa Troopery na wynos po piątkowej imprezie firmowej, na której o Eclipse zahaczyliśmy ;)

Na etykiecie wita nas Eddie (czyli zombie maskotka Ironów) w wersji piechociarskiej z brytyjskim Union Jackiem. Wybaczcie... kocham tą etykietę :D Na rewersie Eddie w wersji "siedzę na koniu" również z brytyjską flagą, oraz garść informacji o tym co inspirowało sam utwór czyli szarża 600 brytyjskich kawalerzystów na rosyjską artylerię w jednej z bitew wojny krymskiej. Fajnie, że takie rzeczy wrzucił Robinsons na etykietę.

Piwo typu ale górnej fermentacji
Producent: Robinsons Brewery Cheshire
Ekstraktu nie podano, alk. 4,7% obj.
Cena: 15zł (The Eclipse Inn)
Skład: woda, słód Tipple, chmiele: Goldings, Bobec, Cascade; drożdże

Piwo Trooper | Iron Maiden

Piwo jest bursztynowe, klarowne. Piana ładna, biała i drobnopęcherzykowa, trzyma się długo.

W zapachu... w zasadzie angielski ale, nic więcej. Na butelce jest napisane, że są nuty cytrusowe, ale muszę uwierzyć bardziej na słowo. Więcej nut cytrusowych jest jak otworzę lodówkę i mam w niej przekrojoną cytrynę.

W smaku jest ok, ale szarża kawalerii to zdecydowanie nie jest. Piwo jest poprawne, słód i umiarkowana chmielowa goryczka, ale z kapci nie wyskoczycie. Czuć też lekką kwaskowość po kilku łykach. Ot poprawny angielski ale.

Ocena: 3,75/5

Zastanawiałem się długo, ale na prawdę nie mogę dać więcej. W Trooperze nie dzieje się wiele, po prostu poprawny angielski ale. I tak trochę z sentymentu do zespołu zawyżyłem (i może ze względu na pianę, bo trzyma się pięknie do samego końca), ale jeżeli gitarowe riffy Żelaznej Dziewicy nie przyspieszają Wam bicia serca, to za tą cenę spokojnie możecie wziąć coś innego. Trooper jest ok, ale na prawdę wieje nudą. Drugą butelkę zostawiam na koncert Ironów w Łodzi, a z chęcią spróbuję przed koncertem Miedzianej Dziewicy od Browaru Piwoteka, bo myślę, że będzie ciekawiej niż w Trooperze. I to samo proponowałbym zespołowi ;)

P.S. Jacowi na urodzinach też niczego nie urwało ;)

wtorek, 4 czerwca 2013

Sweet Cow z AleBrowaru

Gryglas


Nadrabiania klasyków z AleBrowaru ciąg dalszy. Dzisiaj Sweet Cow, czyli lekki milk stout. Piwo wyszło już w zeszłym roku w sierpniu i jest stale dostępną pozycją w AleBrowarowym menu.

Idea zacna, bo nie przypominam sobie żeby ktoś przed nimi targnął się na ten styl w Polsce i jedyne przykłady, które znalazłem były z importu (np. St. Peter's Brewery). Stouty tego typu mają jedną wspólną cechę - dodawana jest do nich laktoza, która z uwagi na to, że nie jest przerabiana przez drożdże na alkohol, powoduje słodki smak piwa. Co ciekawe u nas ten styl jest określany jako "milk stout", natomiast np. na Wyspach, z których styl pochodzi, jest to nazwa zakazana (używa się najczęściej "cream stout" lub "sweet stout"). Jak zwykle państwo zadbało o dobro swoich obywateli, traktując ich jak debili, postanowiono więc nazwy "milk stout" zakazać. Miało to na celu "uniknięcia pomyłek" i promowania piwa jako zdrowego i zawierającego produkty pochodzenia mlecznego. Rzekomo również z uwagi na stosowanie go przez matki karmiące (zawartość laktozy).

Etykieta jak na AleBrowar nawet chyba bardziej pojechana niż zwykle - facet z wąsami w stroju łaciatej krasuli holenderki i różowa etykieta. Co najmniej dziwna, ale nie ma dzięki temu wątpliwości, że zawiera dodatek cukru mlecznego ;)

Piwo typu Milk Stout (lub Cream Stout), górnej fermentacji, niefiltrowane, niepasteryzowane
Producent: AleBrowar
Ekstrakt 12%, alk. 5% obj.
Cena: 6,40zł
Skład: woda, laktoza, słody: pale ale, pszeniczny, wiedeński, Carapils, Carafa; palony jęczmień, płatki owsiane, chmiele: Challanger, Fuggles; drożdże górnej fermentacji S-04


Po nalaniu piana tworzy się średnia, drobno-pęcherzykowa w kolorze kawy z mlekiem, utrzymuje się zadowalającą ilość czasu. Sweet Cow jest w barwie nieprzejrzyste, lekkie przebłyski na obrzeżach szkła.

Zapach to nuty palone i czekoladowe, ale nie są przesadnie wyraziste. Chmielu w zasadzie nie wyczuwam.

W smaku o dziwo nie jest wcale za słodkie i jest lekko wodnite. Po kilku łykach czuć goryczkę, ale również kwaskowość, także pewnie jest to bardziej goryczka z palonego jęczmienia niż z chmieli. Przypomina dość wodnitą kawę z mlekiem. Brakuje trochę takiej kremowości stouta jak w Dobrym Wieczorze z Pinty. Szkoda, bo płatki owsiane powinny nadać gładkości, widocznie jest ich trochę mało. Ale poza tym piwo pije się przyjemnie i schodzi dość szybko.

Ocena: 3,75/5

Do wyższej oceny Krowie niestety trochę brakuje. Moim zdaniem jest za mało wyraziste, za mało się w nim dzieje, ale w sumie piwo jest smaczne i warto go spróbować. Chociaż żeby zobaczyć jak smakuje stout z laktozą, a nóż Wam zasmakuje. Ciekawy eksperyment, ale nie wrócę do Sweet Cow w najbliższym czasie - jest sporo ciekawszych propozycji stoutów na rynku.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Primator Double 24%

Piwo ciemne wyprodukowane przez browar Primator w Republice Czeskiej
W składzie oprócz słodów jęczmiennych jest też słód pszeniczny oraz cukier
Ekstrakt 24%, alk. 10,5%
Cena: ok 6,00 zł

Jaco

Primator 24% to piwo smakiem i wyglądem zbliżone do portera bałtyckiego, jednak obecność słodu pszenicznego powoduje, że nie może być zakwalifikowane do tego gatunku. Nie mniej jednak, podobnie jak portery Primator Double ma kolor czarny, mało przezroczysty. Piana jest gęsta, ale dosyć szybko opada prawie do zera. Zapach jest delikatny, mało wyczuwalny, może z lekką nutką słodów palonych.

W smaku Primator 24% jest bardzo treściwy, co może już oczywiście sugerować wysoki poziom ekstraktu. Przy pierwszym łyku czujemy głównie słodycz, później dochodzi lekka goryczka i smak palonego słodu. Na początku właściwie nie czuć alkoholu. Wydaje mi się, że ta słodycz niweluje procenty. Dopiero po kilku łykach słód palony i alkohol stają się bardziej wyczuwalne i jak w porterach, po kilku łykach pod rząd piwo staje się ciężkie do picia.

Primator Double jest dobrym piwem, szczególnie polecam dla osób, które lubią tego typu trunki. Właściwie bez czytania etykiety większość zakwalifikowała by pewnie Primatora do porterów. Ja nie czułem znaczącej różnicy. Jak każdy porter jest to piwo raczej do powolnego delektowania się, ale z pewnością jest warte polecenia.

Ocena: 4/5



sobota, 1 czerwca 2013

Black Hawk z browaru Nomad

Gryglas

O czeskim browarze Nomad nasłuchałem się już dużo dobrego, ale nie miałem niestety okazji spróbować żadnego z ich piw. Ostatnio w Piwoszu na Retkini udało mi się trafić na Black Hawk'a i Pelikana. Dzisiaj zabieram się za tego pierwszego (Pelikan czeka w kolejce).

Browar Nomad to nowa inicjatywa Honzy Kočki, czyli jednego z założycieli czeskiego Kocura. Jak wskazuje sama nazwa browaru, w przeciwieństwie np. do naszej Pinty czy AleBrowaru, Nomad "objazdowo" warzy piwa w różnych browarach.

Jeżeli chodzi o Black Hawka, to tak jak chwali się browar, zostało one uwarzone z inicjatywy graczy praskiej drużyny footballu amerykańskiego, czyli właśnie Prague Black Hawks. Świetny pomysł, bo po pierwsze jest promocja dla drużyny, której sport w Czechach, podobnie jak i u nas pewnie aż tak popularny nie jest. Z drugiej strony idealne nawiązanie do amerykańskiego stylu piwa oraz świetna okazja do promocji dla browaru wśród kibiców (masa moich kumpli pije Harnasia tylko dlatego, że ta marka jest sponsorem Widzewa Łódź).

Etykieta bardzo oszczędna, w sumie głównym elementem jest logo praskiej drużyny. Także ciężko tutaj Nomadowi przyznawać laury za etyketę w zasadzie z gotowym designem. Piwo jest czytelnie opisane, nie ma natomiast informacji w jakim browarze Balck Hawka warzyli. A byłoby to miłym dopełnieniem nomadycznego charakteru.

Piwo typu Black IPA (lub Cascadian Dark Ale jak kto woli), górnej fermentacji, niefiltrowane, niepasteryzowane, chmielone również na zimno
Browar Nomad
Ekstrakt 17%, alk. 6,8% obj.
Cena: 10,40 zł + 0,50zł kaucji (Piwosz Piwo Regionalne, Retkinia)
Skład: woda, słody: pilzneński, karmelowy, palony, chmiele: Columbus, Citra, Centenial, drożdże górnej fermentacji


Po przelaniu piwo jest ciemne, ale nie idealnie czarne, pod światło widać lekkie rubinowe refleksy. Piana jest  co prawda niewielka, ale rewelacyjnie drobniutka i aż gęsta, w kolorze beżowa. Opada do niewielkiego nalotu na środku i dość solidnego pierścienia na bokach.

W zapachu jest interesująco, ale nie powala. Podejrzewam, że z prostej przyczyny - moja sztuka ma przydatność do spożycia jeszcze tylko przez 18 dni, także nie jest pierwszej świeżości. Ale czuć ogólnie to co w BIPA powinno być, czyli kawowa paloność, czekolada, żywica, i trochę cytrusów na końcu. Czuć też lekką nutę alkoholową.

W smaku jest świetnie, piwo ma odpowiednią podbudowę, nie jest wodniste. Troszkę trąci popielniczką od palonych słodów (szybkie skojarzenie to Żywiecki Porter), ale akurat mnie to w ciemnych piwach nie przeszkadza. Poza tym gorzka czekolada i czuć również trochę goryczki grapefruitowej od amerykańskich chmielów.

Ocena: 4,5/5

Piwo jest bardzo dobre, ułożone, a przy tak dużej paloności w smaku to na prawdę sztuka. Będę musiał do niego wrócić, bo z mojej sztuki ewidentnie trochę już ulotniły się aromaty amerykańskie. Strasznie żałuję, bo przez to maksa dać nie mogę. Bez żalu natomiast powtórzę w przyszłości operację Black Hawk, bo na prawdę warto. I nie czekać jak ja, pić jak tylko gdzieś dorwiecie!

 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog