środa, 28 maja 2014

Birbant Robust Porter

Birbant Robust Porter
Piwo w stylu Robust Porter, górnej fermentacji.
Producent: Birbant S.C. (Browar Witnica)
Ekstrakt 14,7%, alkohol 5,8% obj. 48 IBU
Cena: 6,69 zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody: monachijski, pilzneński, czekoladowy, karmelowy, biscuit, cafe light; chmiele: Magnum, Goldings, Cascade; drożdże US-05.

Dostępne jest już kolejne piwo od Jarosława Sosnowskiego i Krzysztofa Kuli, czyli browaru kontraktowego Birbant. Tym razem panowie odgrzebali warzoną wcześniej już w Hauście recepturę Robust Portera i wypuścili go w wersji "na swoim". Wersję Haustową zdarzyło mi się kiedyś pić przy okazji wizyty w Piw Paw w Stolycy i z tego co pamiętam był wyśmienity (ale tyle pamiętam). Poza tym mają tam 50+ kranów, więc percepcję mogłem już mieć zaburzoną.

Robust Porter w wersji Birbantowej ładnie nawiązuje stylistyką opakowania do poprzednich piw. Tym razem jest, no cóż, mocno afroamerykański (afropolski?). Bez owijania w politycznie poprawną bawełnę - jest czarny. I nie jest to byle "czarnuch" - jak zapowiada etykieta ma to być największy matkoj***a wśród porterów po tej stronie Wielkiej Wody. Obiecuje to owłosienie Samuela L. J. rodem z filmu reżysera Quentina T. (nie podaję nazwisk, bo pewnie nie dostali od Birbanta tantiem).


Piana jest zdecydowanie mniej obfita i nie tak czarna jak okazała fryzura Jules'a. Po kilku chwilach opada do warstwy bardziej przypominającej glacę wujka Marcellusa. W zapachu żadnych tragedii nie czuć, ale też nie można powiedzieć, że jest czarno, czy tym bardziej, że pachnie jak amerykański sen - ani tu nie uświadczymy wielkiej czekolady czy paloności, ani amerykańskich chmieli. Ot poprawny brown porter. W smaku również nie ma zapowiadanego motherfuckerstwa - czuć trochę przesadną, jak na ten styl, pustkę. Brakuje mu ciała rasowego, czarnego gangstera, jest za to lekka czekolada z odrobiną ziołowej goryczki.

Ocena: 3,75/5

Jak na brown portera to Robust Porter z Birbanta byłby bardzo ok. Ale rasowy madjerfakjer to nie jest - na to jest zwyczajnie za cienki. Pije się przyjemnie, wchodzi gładko, jest smaczny, ale przypomina czarnego chłopaka, który dopiero chce się wybić w mokrym biznesie. Porządnemu cynglowi może co najwyżej wypolerować buty po robocie. Albo wysprzątać tylne siedzenie, jeżeli coś pójdzie nie tak.

wtorek, 20 maja 2014

Jeszcze bardziej Smoky Joe z AleBrowaru

Smoky Joe
Piwo w stylu Whisky Extra Stout, górnej fermentacji, niepasteryzowane.
Producent: AleBrowar (Browar Gościszewo)
Ekstrakt 16%, alkohol 6,2% obj.
Cena: 6,95 zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody pale ale, pszeniczny, whisky malt (teraz jeszcze więcej!), Carapils, czekoladowy pszeniczny; owies; palony jęczmień; chmiele: Challenger, Fuggles; drożdże Safale S-04.

Wstyd się przyznać - Smoky Joe do tej pory u nas jeszcze nie gościł. Tym bardziej wstyd, bo ze wszystkich piw z AleBrowaru, to do niego my osobiście najczęściej wracamy. I nie bez powodu. Zalew nowości z kategorii AIPA, PIPA czy innych [wstaw pierwszą literę kraju pochodzenia chmielu]IPA jest tak obfity, że wahająca się jakość kolejnych warek Rowing Jacka znacząco zmniejszyła częstotliwość naszych kontaktów z zachwycającym nas kiedyś wioślarzem. A i nowości wypuszczane z Gościszewa niczym przesadnie odkrywczym już nie są. Natomiast wędzonek, a zwłaszcza kabli w płynie, jest na naszym rynku jak na lekarstwo.

Niedawno nadarzyła się świetna okazja żeby nadrobić nasze dotychczasowe niedopatrzenie. AleBrowar wypuścił wersję fanowską Smoky Joe, czyli posiadającą w zasypie jeszcze więcej słodu wędzonego torfem. Na informację o tym, zajarałem się jak instalacja elektryczna w PRLowskim bloku ;) Posypuję więc głowę popiołem (i spalonymi kabalami) i odpalam do przetestowania wersję " jeszcze więcej kabli w płynie".

Smoky Joe | AleBrowar | butelka

Piana, która się formuje, jest dość skąpa, ale ma ładny drobny pęcherzyk. Po nalaniu Smoky Joe jest czarny i nieprzejrzysty jak asfalt, a zapach może sugerować, że właśnie z niego był robiony. Palone kable, droga łatana przez ekipę z walcem drogowym, guma palona przy dobrym drifcie - wszystko co miłośnicy słodu wędzonego torfem tak bardzo kochają. I w nowej wersji jest tego zdecydowanie więcej. Przykrywa to niestety inne aromaty czyli czekoladowość i paloność od ciemnych słodów, ale coś za coś. W smaku kwaskowe i palone, natomiast podwyższona zawartość kabli w płynie powoduje, że piwo wydaje się trochę zbyt wodniste. Przydałoby się tutaj nieco więcej ciała, czy chociażby jakaś dodatkowa czekoladowość uzupełniająca przepotężny swąd izolacji.

Ocena: 4,5/5

Pijąc pierwszą butelkę po wprowadzeniu zmian, uznałem, że nowy Smoky Joe jest absolutnie genialny. Pijąc obecną warkę już nie jestem aż tak mocno o tym przekonany - piwo jest mocno niezbalansowane, a stosunkowa lekkość smaku (nawet biorąc pod uwagę kwaśność i paloność) w zestawieniu z przepotężnym aromatem daje wrażenie sporej pustki. Nie wiem czy jest to wina mojego gorszego dnia czy warki, ale coś mi tam nie do końca zagrało. Jest to jednak nadal niepowtarzalne piwo i będę do niego wracał regularnie. Bo nikt w Polsce "kabli w piwie" na razie lepiej nie uwarzył ;)

poniedziałek, 19 maja 2014

Pięć mniej oczywistych powodów by warzyć piwo w domu

Gdy w weekend po raz kolejny stałem nad swoim czarno-heavymetalowym, czterdziesto-litrowym garem naszła mnie refleksja: właściwie po co warzyć piwo w domu? Żyjemy w ciekawych czasach, nowych piw w sklepach zatrzęsienie, można przebierać jak w kozach w afgańskiej agencji towarzyskiej ;)

Jest kilka oczywistych powodów by warzyć w domu. Chociażby to, że własnoręcznie uwarzony trunek daje satysfakcję. Piwo robione w domu, nawet chmielone na bogato czy leżakowane z nie wiadomo czym nadal wychodzi taniej niż sklepowy kraft. Można też wygrać sobie jakiś konkurs i zdobyć sławę i masę fanek (tak słyszałem).

A co z tymi mniej oczywistymi powodami?

Bo nigdy już nie będziesz musiał narzekać (chyba, że lubisz)



Jesteś już rozpieszczony przez piwną rewolucję i na wieść o kolejnej premierze AIPA reagujesz wysypką? Chcesz w końcu napić się porządnego pilsa za 3zł? Brakuje Ci na rynku szkockiej 80tki na słodzie wędzonym torfem czy grodziskiego z australijskimi chmielach? Nic prostszego, przecież możesz je uwarzyć sam w domu.

Bo za domowe piwo nie płacisz ani grosza akcyzy


W młodości zajmowałeś się zwalczaniem systemu i w sercu nadal pozostałeś anarchistą? Jesteś przekonany, że politycy tylko czekają aż się schylisz, żeby Cię wydymać przy każdej możliwej okazji? Masz szczęście - warząc w domu nie płacisz ani grosza akcyzy! Drożdże pracują wyłącznie dla Ciebie i nikt niepowołany nie położy łapy na owocach ich pracy.

Bo w oczach znajomych jesteś cudotwórcą

źródło: spodlady.pl


Większość twoich znajomych nawet nie wie z czego się piwo robi ("No jak z czego? Z chmielu!"). Dla nich warzenie piwa samemu to coś tak niewykonalnego jak rozszczepienie atomu na kuchence gazowej, czy wysłanie człowieka na księżyc z balkonu sąsiada. A Ty posiadasz tą supermoc zmiany ziarna w alkohol. I to niezły alkohol! No ok, to drożdże wykonują większość roboty, ty je tylko karmisz. Ale drożdże na pewno nie będą odbierać Ci twojego fejmu.

A jak to się robi? A jak sam butelkujesz? A ile czasu Ci to zajmuje? Znudziło Ci się już odpowiadanie na te pytania? Mnie też nie ;)

Bo nareszcie masz umiejętność przydatną ludzkości

Na co dzień zajmujesz się forwardowaniem maili pomiędzy jednym działem korpo a drugim, a twoim największym osiągnięciem była ostatnio super świetna i efektywna kampania marketingowa suplementu diety wspomagającego zdrowie skóry i paznokci. Fajnie, tylko na co to komu?

Co jeśli jutro nastąpi apokalipsa zombie, tudzież inna klęska o globalnym zasięgu? Wydaje Ci się że dasz sobie radę? Posiadasz jakąś umiejętność, która będzie na tyle przydatna, że twoja grupa nie poświęci Cię pierwszego jako mięso armatnie?

Potrafisz zrobić piwo. Oczywiście, że jesteś przydatny ludzkości.

Bo to najzwyczajniej zajebiste!

Skoro nadal tak mało ludzi warzy piwo w domu, może to nie być aż tak bardzo oczywiste ;)


piątek, 9 maja 2014

Czarcia Krew od Jana Olbrachta

Czarcia Krew
Piwo w stylu India Black Ale, górnej fermentacji, niepasteryzowane.
Producent: Jan Olbracht Browar Staromiejski
Ekstrakt 16,2%, alk. 6,5% obj.
Cena: 6,80 zł (Piwne Rozmaitości)
Skład: woda, słody: pale ale, pszeniczny, wiedeński, Carahell (hell yeah!), Caramunich, Carafa II Special; chmiele: Apollo, Simcoe, Citra, Chinook, Centennial, Palisade, Willamete, Amarillo; drożdże Safale US-05.

Toruński Jan Olbracht kontynuuje chlubną tradycję współpracy z piwowarami domowymi, ostatnio zaprosili ponownie Bartosza Nowaka, znanego również jako autora bloga Małe Piwko. Bartosz na dworze króla Jana to już nie pierwszyzna, w Toruniu warzył już Bitwę o Anglię (English Pale Ale) i Gorycz Tropików (New Zeland Australian Pale Ale). Tym razem przygotował dla nas iście diabelski specjał - bardziej agresywną i mroczną, gotycko-celtycką wersję IPA, czyli India Black Ale. My akurat mieliśmy już okazję skosztować wersji domowej na Piwnym Blog Day 2.0 (i dosłownie skosztować, bo chętnych do próbowania było wielu). Czy jednak wersja komercyjna jest warta grzechu?
































Nie jest to co prawda podane na etykiecie, ale sugerowanym naczyniem do spożywania Czarciej Krwi są czaszki pokonanych przez Was wrogów Lorda o Czarnym Sercu. A że niestety ostatnia czaszka pokonanego przeze mnie wroga Tego Którego Imienia W Sumie Nie Powinno Się Wypowiadać nieopatrznie zniszczyła mi się w zmywarce (niestety wrogowie Pana Zniszczenia na czaszkach nie mają instrukcji ich użytkowania) musiałem wybrać najbardziej agresywne i mroczne, gotycko-celtyckie szkło w mojej kolekcji czyli tulip od Duvel'a.

Czarcia Krew jest oczywiście czarna i nieprzejrzysta jak dupsko samego Belzebuba. Piana trzyma się zatwardziale jak trwający w grzechu i występku najgorsi zwyrodnialcy z siódmego kręgu piekieł. Aromat potwornie kusi amerykańskim chmielem, czekoladą i palonością. W smaku jest na początku łagodne i gładkie jak chóry anielskie, by po kilku łykach stać się gorzkie i cierpkie jak żale dusz na mękach piekielnych. Czyli to co potępione tygryski lubią najbardziej.

Tym razem stwierdziliśmy, że nie mamy zamiaru oceniać Czarciej Krwi, by przypadkiem nie podpaść nikomu z licznych zastępów piekielnych. Dlatego swoją opinię wyrazi dla Was zaprzyjaźniony Najbardziej Heavymetalowy Kozioł Wszech Czasów:


środa, 7 maja 2014

Ortodox Mild z AleBrowaru

Ortodox Mild
Piwo w stylu mild, górnej fermentacji, niepasteryzowane.
Producent: AleBrowar (Browar Gościszewo)
Ekstrakt 10%, alk. 4,2% obj.
Cena: 6,20 zł (Piwne Rozmaitości)
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże.

Po ostatnim przesycie chmielami z nowego świata, zacząłem coraz chętniej sięgać po piwa w stylach typowo wyspiarskich i, nomen omen, ortodoksyjnych. Ostatnio o dziwo można złapać kilku wyspiarzy w promocjach (Fuller's i Belhaven pojawiły się w niezłych cennach w marketach i Żabkach), a i w domu angielska IPA wyszła z niezłym rezultatem. Na wiadomość o kolejnym Ortodoxie z AleBrowaru, zajarałem się zatem jak Londyn w 1666 roku.

Mild może nie jest stylem, który ma powalać, a gdy kupujemy piwo za 6-8zł to według wielu powinno wywoływać eksplozje, fajerwerki i pościgi samochodowe. Mnie jednak nadal brakuje solidnych cienkuszy, których można wypić kilka pod rząd i nie zwalić się pod stół (Pracownię Piwa w butelce złapałem w Łodzi słownie RAZ). Inna sprawa, że dobre i lekkie piwo bez wad jest dużo trudniej zrobić niż po prostu dowalić więcej chmielu na aromat, żeby przykryło wszystkie niedociągnięcia. Pewnie dlatego początkujące browary (poza nielicznymi wyjątkami) bardzo chętnie wybierają na start wyraziście chmielone IPA czy Pale Ale.

Ortodox Mild | AleBrowar | butelka

Etykiety ortodoxowe ze zwierzętami w muszkach to bardzo eleganckie podejście do klasyki. Czekam na tradycyjnego pilsa za 3zł z żubrem w muszce ;) Szkoda tylko, że nie podają składu piwa, ale właściwie podobnie robią bardziej ortodoksyjne browary, więc powiedzmy, że pasuje to do konwencji.

Po nalaniu widać, że piwo pomimo dość dużego wysycenia, nie zachwyca pianą. Dość szybko robią się w niej dziury i opada do bardzo nikłej warstwy (ciekawe jak by wypadło lane z pompy). Poza słabo wyczuwalną czekoladowością, w zapachu niestety czuć DMS. Nie jest to poziom Ursy, ale brakuje tutaj jakiś bardziej zdecydowanych aromatów, które by tą warzywność przykryły. Smakuje za to zdecydowanie lepiej: jest przyjemna jak na 10tkę czekoladowa pełnia z odrobinę zbyt wyraźną jak na milda goryczką.

Ocena: 3,25/5

Jeżeli pominąć trochę za dużo bąbelków i lekko ursowe aromaty, to pije się je przyjemnie. Pierwsze śliwki (tudzież brokuły i kukurydza) robaczywki, ale jeżeli AleBrowar przyłoży się do niego bardziej, to druga i kolejne warki Ortodox Mild mają szansę być bardzo dobrym sesyjnym piwem.

poniedziałek, 5 maja 2014

Jurajskie z Ostropestem z Browaru na Jurze

Jurajskie z Ostropestem
Piwo w stylu jasny lager, dolnej fermentacji, filtrowane, pasteryzowane.
Producent: Browar na Jurze
Ekstrakt 11,5%, alk. 4% obj.
Cena: 5,90zł (Piwne Rozmaitości)
Skład: woda źródlana, słody: pilzneński, monachijski, wiedeński; ziarna ostropestu plamistego, chmiele: Marynka (na goryczkę), Citra® i Amarillo® (na aromat); drożdże.

Widać, że współpraca z Pintą zaowocowała ostatnio u Browaru na Jurze wzmożoną skłonnością do eksperymentów. Po zimowej bombie kakaowej z chilli w Jurajskim Świątecznym, na cieplejsze dni zdecydowali się wypuścić jasny eksperyment z nasionami ostropestu plamistego. Dla niewtajemniczonych, ostropest to takie zielsko spokrewnione z ostem, którego ziarna działają podobno cuda w kwestii regeneracji wątroby. Czyli do alkoholu w sam raz.


































No cóż, etykiecie nie można odmówić oczojebności - świeci się jak dobrze wypolerowane psie cohones. Jednak zamiast walenia po oczach metalizowaną etykietą, można by najpierw zapłacić za trochę lepszego grafika, bo całość wygląda paskudnie.

Piwo po nalaniu wygląda na szczęście dużo lepiej, bardzo klarowne, chociaż piana mogłaby być lepsza. Nie spodziewałem się za to tak intensywnego aromatu chmieli amerykańskich po lagerze, także owocowo-ziołowy aromat pozytywnie mnie zaskoczył. Pachnie jak przyzwoity American Pale Ale, a przecież to "tylko" lagerek. Szkoda, że nie pokuszono się już o nachmielenie amerykańskim chmielem na goryczkę, bo tutaj Marynka daje efekt bez żadnego szału. Po kilku łykach dochodzi do głosu lekko piołunowy posmak, zakładam, że to ziarna ostropestu. Całość jest solidnie pijalna (to tylko 11,5% ekstraktu), jeżeli jesteście w stanie przełknąć lekko gruitowy charakter goryczki.

Ocena: 3,5/5

Eksperyment trzeba uznać za względnie udany. Z dziwnego połączenia american lagera, Marynki i nasion zielska z pobliskiej łąki, wyszło piwo przyzwoicie pijalne i jak na lagera bardzo charakterystyczne (żeby nie powiedzieć charakterne). A że ostropest ma ponoć zbawienny wpływ na wątrobę, warto zaryzykować. Jedno jest pewne, piłem je na urodzinach Piwoteki i następnego dnia czułem się całkiem nieźle. Przypadek? Tak sądzę ;)

niedziela, 4 maja 2014

B-Day 2.0 czyli Przewrót Mleczny na urodziny Piwoteki Narodowej, Pinty i AleBrowaru

W tym roku dłuższy wyjazd majówkowy (poza Świętem Pracy przy betoniarce Jaca) nie doszedł do skutku, można było więc pojawić się w Piwotece Narodowej na trzecich już urodzinach lokalu. Lista goszczących na kranach piw zapowiadała się masakrująca: oprócz urodzinowego B-Day'a 2.0 (double chocolate milk stouta) na urodziny zjechali tacy mocarze jak Mr Hard z Pracowni Piwa (barley wine), Samiec Alfa z Artezana (RIS) czy władca Olimpu, Zeus we własnej osobie (jakże inaczej - imperial IPA). Także już przed urodzinami wiedzieliśmy, że nie będzie lekko. Zrobiwszy zatem solidnym podkład w postaci Cheese'a z Jerry's Burger (nigdy cholera nie mogę tam załapać stolika, ale burgery mają na klasie), przedzierając się przez okopy i zasieki na ulicy 6ego Sierpnia, grubo po 19tej dotarłem na miejsce.


Kolejka do baru była masakryczna, bo wszyscy oczywiście chcieli się napić podłączonej dopiero co premiery. O mały włos bym się przejęzyczył i wziął Skalaka 10tkę, ale pompowany z nowiuśkiej pompy B-Day 2.0 przypomniał mi na szczęście po co przyszedłem. Poczekałem grzecznie na swoją kolej i akurat zdążyłem odebrać wyczekane szkło z urodzinowym specjałem, gdy zza baru wyjechały torty urodzinowe.






















Po tradycyjnym, nieco już niemrawym "sto lat" (dobrze, że tak późno przyjechałem) i obfotografowaniu wszystkiego i wszystkich przez masy fotoreporterów (podobno były też zakamuflowane ekipy Wyborczej, Faktu oraz Miesięcznika Działkowca), każdy mógł sprawdzić, czy torty zostały dobrze zfoodpairowane z urodzinową piwną premierą. Pasowały jak ulał. Poza tym jak nie lubię tortów, to ten wyjątkowo mi podszedł. Najwyraźniej podobnie jak innym gościom, bo po 20 minutach można było już w zasadzie tylko wylizać łopatkę do nakładania (i też nie wiem, czy ktoś już się do niej nie dorwał w tym czasie).

Posilony podkładem mięsnym i deserowym, wraz z ekipą Piwnej Zwrotnicy oraz lokalnymi posiłkami z Łodzi, rozpoczęliśmy degustację specjałów podłączonych na kranach (i pompach).

Przewrót Mleczny B-Day 2.0

W zeszłym roku (to było dopiero rok temu?), urodzinowe piwo AleBrowaru, Pinty i Piwoteki Narodowej było w stylu mniej pasujący do tortu, czyli Weizen IPA. W tym roku otrzymaliśmy double chocolate milk stout, leżakowany z dodatkiem 100kg ziaren ekwadorskiego kakaowca. Powstała również okolicznościowa czekolada wyprodukowana przez Manufakturę Czekolady z użyciem tego samego ziarna kakaowca (nie tego z cichej, tylko z tego samego Ekwadoru).

Sam B-Day 2.0 serwowany był zarówno z pompy jak i kranu. Innych rzeczy do spróbowania było co nie miara, zdecydowałem się zatem wyłącznie wersję pompowaną. I jeżeli macie taką możliwość, bierzcie B-Day'a 2.0 właśnie z pompy - pianę można jeść łyżką, a piwo jest niesamowicie kremowe. Pije się bardzo przyjemnie, a jak na double milk stout nie jest wcale ani za słodkie ani zapychające. Brakuje w nim bardziej zdecydowanej czekoladowości, zarówno w zapachu jak i smaku. Można by powiedzieć, że to taka Sweet Cow na sterydach.

Zeus Imperial IPA z Browaru Olimp

Po pochodzie mniej znacznych bogów i herosów, dostajemy w końcu pana na Olimpie - Zeusa. Nie mogło być inaczej, skoro jego brat Hades został RISem, to Zeus mógł być tylko w jedynym słusznym "jasnym" stylu - Imperial India Pale Ale. Jak to przystało na miotającego piorunami podrywacza z grackiej mitologii, samo piwo jest raczej wagi ciężkiej (chociaż nie aż tak ciężkiej jak Hades). Fajnie, że w końcu Olimp wypuścił firmowe szło, można było podziwiać majestat króla bogów w obrandownym shakerze. Piana na piwie trzyma się jak na solidnie wzburzonym przez Posejdona morzu. W zapachu jak na IIPA trochę biednie, ale są owoce tropikalne i nieco żywicy, a i wad żadnych nie wyczułem. W smaku jest już lepiej, podbudowa słodowa nieźle skontrowana żywiczno-cytrusową goryczką (z jak by inaczej... chmielu Zeus). Pije się dobrze, nie zapycha, jak na imperial IPA wszystko na miejscu, natomiast szału specjalnego nie ma.

Samiec Alfa z Browaru Artezan

Odkąd browar Artezan zaczął lać praktycznie wszystko do kegów (oprócz sporadycznych butelek dla wybrańców), piwa spod znaku kolorowego jeża ciężko mi złapać w Łodzi. Warszawa wypija ostatnio lwią część ich wypustów, dlatego cieszy, gdy do Łodzi jakieś niedobitki dotrą. Kilka miesięcy temu, leżakował sobie w Artezanie RIS w beczce po burbonie. Niestety zepsuł się i poszedł do kanału. Tym razem, najwidoczniej żeby zminimalizować możliwość zakażenia, zamiast RISa do beczki, dodano beczkę do RISa (w postaci płatków z beczki po burbonie). Nadało mu to aromatów waniliowych, ale burbon jest tutaj praktycznie niewyczuwalny. Piwo jest niesamowicie gładkie i ułożone. Dominuje czekolada, przez waniliowe zapachy sprawiająca wrażenie mlecznej. Samiec Alfa rozgrzewa, ale alkohol jest bardzo dobrze schowane. Nie można powiedzieć, że jest mocno pijalne, bo moc smaków z 24,3% ekstraktu robi swoje. Całość jest smaczna i zdecydowanie warto go spróbować. Tylko nazwa, jak na takie ułożone i harmonijne piwo, ma się nijak. Bardziej przypomina mi ono wielkiego i potężnego, lecz łagodnego psa, który może co najwyżej zalizać na śmierć ;)

Oprócz tego, obrodziło innymi nowościami. Premiery z Ninkasi już piłem, więc chociaż to odpadło. Dobrze, że oprócz mocnego uderzenia (skusiłem się jeszcze na małego Hadesa z butelki i łyka Mr Harda od Piwnej Zwrotnicy), można było przepić również czymś lżejszym np. Jurajskim z Ostropestem czy nieocenionym w takich sytuacjach Smoked Cracow z Pracowni Piwa. Nie bez znaczenia dla ogólnego samopoczucia były również serwowane na miejscu tradycyjne piwotekowe tosty z salami ;)

I tak posilony dobrym piwem, urodzinowym nastrojem oraz tostem z salami, postanowiłem nie powtarzać błędu z urodzin Dziadka Mroza i o przyzwoitej godzinie oddaliłem się w bezpiecznym kierunku osiedla mieszkaniowego Dąbrowa, dzięki czemu tekst miał szansę powstać dzisiaj. I o dziwo, pomimo niedawnego zakupu Rayman Legends i niesłabnącej ostatnio fascynacji trybem Ultimate Team w Fifie, nawet się udało.

 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog