piątek, 18 lipca 2014

Call me Simon od Browaru Pinta i Simona Martina

Call me Simon
Piwo w stylu Imperial Irish Red Ale, górnej fermentacji, pasteryzowane.
Producent: Browar Pinta (Browar na Jurze)
Ekstrakt 19,1°, alk. 6,9% obj., IBU 78
Cena: 8,40 zł (Piwne Rozmaitości, Łódź)
Skład: woda, słody Weyermann®: pale  ale, wiedeński, Caramunich® Typ III, melanoidynowy, żytni; palony jęczmień, ekstrakt słodowy jasny; chmiele: Columbus, Amarillo®, Mosaic™; drożdże Fermentis S-04.

ŁAMIĄCA WIADOMOŚĆ - Pinta wreszcie zeszła na psy i stała się Pudelkiem wśród browarów. Warzą piwa z wątpliwej klasy piwnymi celebrytami z zagranicy, tylko dlatego że są z zagranicy (wątpliwej klasy celebryci, nie Pinta), a potem upychają Sajmony w miejsce zasłużonych rodzimych ekspertów do paneli sędziowskich w Żywcu. Sodoma i Gomora w czystej postaci. Podobno na Birofiliach 2014 z nieba biły gromy, żaby padały kilogramami, a szarańcza pustoszyła okolicę. Pośród tych plag płakały dzieci, zawodziły kobiety, muczała rogacizna, a starcy rwali ostatnie siwe włosy z głów. Tak gdzieś słyszałem. Chyba.

Żeby jeszcze bardziej przypodobać się gawiedzi, browar planuje ponoć wypuścić cover Call Me Maybe (Pinta feat. Simon Martin). Niestety na zdjęciu z planu nie widać żeby gościnny udział w klipie wzięły udział cheerleaderki z Miami Dolphins. Szkoda ;)

Call me Simon | Pinta
źródło: Browar Pinta; wersja zdjęcia z podłożonymi napisami, bez linii melodycznej





Niezrażony tymi skandalicznymi i częściowo wyssanymi z palca newsami, przystąpiłem do oklepanej degustacji.

Call me Simon | Pinta | butelka

Ciemno-rubinowe refleksy walijskiego smoka giną w dość nieprzejrzystym i ciemnym jak na red ale'a piwie. Piana skromna, ale drobnopęcherzykowa i przyzwoicie krążkuje na szkle. Pomimo chmielenia po amerykańsku czuć tutaj głównie słodowość, paloność oraz chlebek. Później dochodzi jeszcze Amarillo (chyba się ostatnio wyczuliłem na ten chmiel po Żytorillo), czyli cytrusowo-przyprawowy z owocami i trawiastością pozostałych chmieli. W smaku podobnie, dominują słody, do tego palony jęczmień poparty solidną, ale niezbyt oszałamiającą goryczką. Jak na 19tkę pije się dość lekko i pomimo oleistości, Call me Simon nie zapycha i nie męczy. Nie jest może wybitnie i oszałamiająco, ale jest za to bardzo smacznie i pijalnie.

Ocena: 4/5

Jak dla mnie, jeżeli Pinta będzie robiła smaczne piwa, mogą je warzyć nawet z reaktywowanym Ich Troje (może jakiś trippelek?), misiem z Krupówek, czy zespołem śpiewaczy "Jarzębina" ("Koko Koko Pinta Spoko"?). Jeżeli piwo samo w sobie się broni, to właściwie po co się spinać nad tym, kogo nazwisko wrzucają na etykietę i z kim trzaskają sobie słitfocie na Fejsbunia? Simon wygląda na fajnego i pozytywnego gościa, co do promowania piwa wśród ludu nadaje się lepiej niż bardzo poważny i niezwykle szacowny sensoryczny ekspert, z odrobinę zbyt ekstremalnym dupościskiem. Ale co my tam wiemy, my tu tylko sprzątamy.

P.S. Lane przy finale Mundialu 2014 z pompy w Piwotece Narodowej, również smakowało bardzo dobrze, a na dodatek nabrało bardzo przyjemnej gładkości i betonowej wręcz piany. Także jeżeli znajdziecie wersję pompowaną, mocno sugerujemy spróbować.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Hop Sasa z AleBrowaru

Hop Sasa
Piwo w stylu Polskie IPA, górnej fermentacji, single hop, niepasteryzowane.
Producent: AleBrowar (Browar Gościszewo)
Ekstrakt 14%, alk. 5% obj., IBU 60
Cena: 6,40 zł (Piwne Rozmaitości, Łódź)
Skład: woda, słody: pilzneński, pszeniczny, wiedeński, Carapils; chmiel Iunga; drożdże US 05.

Do polskich chmieli podchodziły już różne browary: kolaboranci z Widawy wypuścili Misia (ostatnio nawet w wersji afropolskiej), z Olimpu polski chmiel wykradał Prometeusz, a Kormoran uraczył nas już trzema Plonami (Ziemi Olsztyńskiej). Eksperymenty górnofermentacyjne z rodzimymi chmielami wychodziły różnie, czasem lepiej, czasem gorzej. Ale nie oszukujmy się - poza potężną goryczką raczej nikomu się z naszej zieleniny fajerwerków jeszcze nie udało wyciągnąć.

Dlatego na zapowiedź Hop Sasy z AleBrowaru zareagowałem dość "meeeeh, kolejne PIPA". W podniesieniu mojego poziomu ekscytacji nie pomogła nawet świetna jak zwykle AleBrowarowa etykieta. Zastanawiają mnie natomiast kłęby gazów wydobywające się spod spódnicy starszej pani - rozumiem, że w tym wieku nie wszystko trzyma jak powinno, ale żeby aż tak?

Hop Sasa | AleBrowar | butelka

Hop Sasa jest jasna, gdyby nie lekka opalizacja, mogłaby zostać wzięta za dobrego pilsa za 3zł. Piana zacna, do końca konsumpcji oblepia szkło niczym piękna koniakowska koronka. Piwo jest nieco słodkawe z dobrze kontrującą, wyraźną, ale niezalegającą goryczką. Mocno wyczuwalna zarówno w zapachu jak i smaku jest poziomka / truskawka połączona z kwiatowością - zastanawiam się czy jest to kwestia iungi, czy np. uciekła im temperatura fermentacji (przypomina mi pierwszą warkę Kejtra i Sherpę z Permona). Jako całokształt Babcia-Chmura robi się odrobinę męcząca pod koniec.

Ocena: 3,75/5

Bardzo dobrze, trzy PLUS (taki trochę większy plus). Coś tam pachnie, jest smacznie, goryczka jest ok i nie zalega, ale to nadal nie jest nic urywającego. I prawdopodobnie nie ma to być nic urywającego. Iunga to bardzo wdzięczny chmiel, Michał S. sypnął go jak zwykle szczodrze, ale czy zawojujemy nim świat? Przypuszczam, że wątpię. Jeżeli odczuwacie potrzebę patriotycznego wsparcia chmielu z Lubelszczyzny, albo po prostu zżera Was ciekawość to warto spróbować. Ja natomiast czekam, aż ktoś zrobi porządnego polskiego ale'a za 3zł ;)

wtorek, 1 lipca 2014

Fuller's Griffin Brewery czyli garść londyńskich klasyków

W zeszłym roku w Żabkach i Fresh Marketach zaczęły pojawiać się coraz to nowe piwa "regionalne". Nie były to już tylko "regionalnie bączkowe" Zacne z Van Pura, ale również np. piwa z Browaru Fortuna. Pod koniec roku (zdaje się, że w listopadzie) sieć poszła o krok dalej i wprowadziła w ramach promocji "Festiwal Piw" kilka popularnych europejskich marek: Palm, Bitburger, San Miguel, czy Fuller's. I z tego co wiem, nieźle się wkopali z ilością zamówionego piwa, zwłaszcza Fuller'sa, bo angielskie piwa za 7-8zł nie są niestety tak pożądane przez statystycznego klienta ich sklepów jak myśleli. Ja natomiast, jako nie do końca statystyczny klient, mogę dzięki temu praktycznie w każdej Żabce za rogiem zakupić bittera czy angielską wersję IPA :) Dodatkowo robiąc zakupy w Almie znalazłem kolejne trzy piwa z Londyńskiego browaru, nadarzyła się więc znakomita okazja by przyjrzeć się dość powszechnie dostępnym w Polsce piwom Fuller'sa (lub jak kto woli Fuller Smith & Turner).


Historia warzenia piwa w obecnej lokalizacji browaru spod znaku gryfa, sięga aż 350 lat wstecz, do czasów Olivera Cromwella. W 1816 roku, ówczesny właściciel, Douglas Thompson, przejął obowiązującą do dzisiaj nazwę Griffin's Brewery od upadającego browaru Meux & Reid zlokalizowanego w londyńskim City. Po kilkunastu latach, gdy interes przestał się kręcić, Douglas i Henry Thomson oraz Philip Wood postanowili poszukać jelenia, który by im się trochę do działalności dorzucił i w 1829 roku zaprosili do współpracy Johna Fullera. Partnerstwo nie przetrwało długo, bo już w 1841 roku Douglas Thomson postanowił nawiać do Francji. Źródła nie podają, czy nawiał z częścią kasy, ale z drugiej strony po co uciekać do Francji, jeśli nie w celu ukrycia się przed wierzycielami.

źródło: fullers.co.uk
Gdy w 1845 stało się jasnym, że prowadzenie tej wielkości browaru bez doświadczonej kadry jest skazane na porażkę, syn Johna Fullera - John Bird Fuller, dogadał się z Henrym Smithem i jego szwagrem Johnem Turnerem, którzy w branży piwowarskiej pracowali już od kilkunastu lat. Panowie wspólnie założyli znane do dzisiaj Fuller Smith & Turner. Firma w 1929 została przekształcona w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, ale potomkowie nadal mają duży udział w zarządzaniu firmą. Chwalą się zresztą "niezależnością" i "rodzinnością" swojego przedsięwzięcia ('independent family brewers') nawet w logo firmy. Obecnie spółka to już nie tylko warzenie piwa, firma posiada również sieć własnych pubów i hoteli.

Przez wiele lat piwa z browaru były wielokrotnie nagradzane na przeróżnych konkursach. Ale jak wygrywa się w dzisiejszych czasach wszyscy wiedzą - niektóre browary nawet przyznają sobie same nagrody w zawodach organizowanych specjalnie dla siebie ;) Postanowiliśmy więc przetestować kilka piw Fuller'sa organoleptycznie.


Fuller's London Pride
Ekstrakt 11,75%, alk. 4,7% obj.
Cena: 6,99 zł (Żabka/Fresh Market)

Jeden z flagowych (obok Fuller's ESB) produktów browaru z Chiswick. W wersji na Anglię lanej z cask'a ma 4,1% woltażu, wersja eksportowa jest odrobinę mocniejsza. Dedykowany kapsel, świetna (jak z resztą i wszystkie pozostałe) butelka. Po nalaniu bursztynowe, piana opada dość szybko praktycznie do zera. Pachnie słodowo, do tego karmel z odrobiną owoców i ziołowy chmiel. Aromat nie powala może, ale to w końcu nie Ameryka. W smaku bardzo gładkie, wyraźna goryczka idealnie zbalansowana przez karmelowość słodów. Średnie wysycenie, ekstremalnie pijalne, można by wychylić duszkiem.


Fuller's India Pale Ale
alk. 5,3% obj.
Cena: 9,90 zł (Alma Market)

Dla większości polskiej piwnej rewolucji tradycyjne angielskie IPA to nuda potworna - takie trochę słodowe, trochę chmielowe, ale gdzie mu do IPA zza oceanu. Jest to jednak tradycyjny smak, który każdy piwosz powinien znać. I w przypadku IPA z Chiswick nie jest inaczej - jest do bólu klasycznie. Zarówno w zapachu jak i w smaku przyjemnie słodowe z karmelowymi akcentami, przełamane odrobiną owocowości (odrobiną, to nie AIPA) oraz ziołowym chmielem. Bardzo zbalansowane i sesyjne piwo. Smaczne, ale nie spodziewajcie się, że wystrzeli Was ono w kosmos (czy chociażby do Indii).


Fuller's Bengal Lancer
alk. 5,3% obj.
Cena: 7,99 zł (Żabka/Fresh Market)

Oryginalnie wypuszczony w 2009 na rynek szwedzki jako refermentowana w butelce wersja Fuller's India Pale Ale, został niewiele później na stałe włączony do oferty browaru jako Bengal Lancer. Nazwa na cześć formacji kawaleryjskiej Bengalskich lansjerów, która przez 150 lat zdążyła się przewinąć w różnych konfliktach zbrojnych od Pekinu na wschodzie aż do Włoch na zachodzie (pod koniec II Wojny Światowej przesiadając się na czołgi). Piwo w smaku bardzo zbliżone do nierefermentowanej wersji, jest bardziej rześkie i lekkie. Trzeba uważać, żeby Lansjer nie wypalił do Was z kapsla - dwa razy już mi się to zdarzyło.


Fuller's London Porter
alk. 5.4% obj.
Cena: 9,90 zł (Alma Market)

Śmiało można by powiedzieć, że to ikona stylu - 100/100 za stajl i 5 miejsce w kategorii porterów na ratebeer.com robi wrażenie. A do tego może się pochwalić tytułem najlepszego portera na świecie w konkursie World Beer Awards 2007. I faktycznie jest bardzo porterowo - pachnie wyraziście kawą, kakao i palonym słodem. Po kilku łykach dochodzi do tego posmak toffi oraz orzechowość i dość wyraźna, ale stonowana goryczka. Całość idąca w stronę wytrawności, średnie wysycenie, mocno pijalne. Jest bardzo dobrze, a obstawiam, że jeżeli ktoś trafiłby je z pompy, będzie jeszcze lepiej.


Fuller's Honey Dew
alk. 5% obj.
Cena: 9,90 zł (Alma Market)

Fanem piw miodowych zasadniczo nie jestem, ale na potrzeby degustacji jedno z półki wziąłem. W odróżnieniu od naszych miodowych lagerów, jest to piwo górnej fermentacji. Jeżeli ktoś się takimi rzeczami jara to Honey Dew spełnia brytyjskie normy bycia "organic" (produkowane z dodatkiem naturalnego miodu), czyli można przyjąć, że piwo prawie robione przez pszczoły ;)
W aromacie głównie miód, przypominający nieco utlenione piwo, natomiast w porównaniu z rodzimymi ulepkami zaskakująco lekki w smaku i całość balansuje przyzwoita jak na piwo miodowe goryczka. Daje radę, ale raczej do wypicia jako ciekawostka.

Czy po piwa z Chiswick warto sięgnąć? To zależy - jeżeli zapijacie się tylko nowofalowymi, mocno chmielonymi po amerykańsku IPAmi, a angielskie ale'e to dla Was nuda, to i piwa Fuller's możecie sobie spokojnie odpuścić. Jeśli natomiast po niedawnym lądowaniu Anglików w Lidlu doszliście do wniosku, że czegoś z Wysp chętnie byście jeszcze spróbowali, to zdecydowanie polecam sięgnąć po Dumę Londynu w okolicznej Żabce czy Londyńskiego Portera w Almie.

 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog