wtorek, 30 lipca 2013

Jurajskie Bursztynowe z Browaru na Jurze

Jurajskie Bursztynowe
Piwo w stylu bitter/extra special bitter, górnej fermentacji
Producent: Browar na Jurze
Ekstrakt 13,1%, alk. 5,6% obj.
Cena: 4,80zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słód jęczmienny jasny, monachijski, carapils i caraaroma, chmiel goryczkowy i aromatyczny, drożdże.

Gryglas

Piwa z Browaru na Jurze piję dość regularnie, niestety (a raczej stety) za sprawą Pinty. O produkcji własnej browaru nasłuchałem się już różnych opinii, zarówno dobrych jak i mniej pochlebnych. Jaco niedawno sprawdzał Pilsa, ja miałem okazję pić Zawiercie Bursztynowe, ale jakoś nie miałem czasu go opisać (a i nie powaliło mnie na kolana). Będąc ostatnio w Piwoszu usłyszałem, że Bursztynowe (tym razem już Jurajskie Bursztynowe) podobno się polepszyło. Sprawdzić można.

Opakowanie w stylistyce browaru z Zawiercia. Etykieta to totalnie nie mój klimat, ale jest w miarę przyzwoita, trzyma poziom większości "browarów regionalnych". Kapsel o dziwo firmowy, ostatnio z tego co pamiętam, były jeszcze gładkie. Mam nadzieję, że w środku będzie tylko lepiej.


Piana po nalaniu kremowa, drobnym pęcherzykiem stoi. Krążkuje prawie do samego końca. Piwo w kolorze jest ciemnobursztynowe, wpadające nawet w miedziane. Piwo jest klarowne, nie widać większego zmętnienia.

Zapach zaskakująco przyjemny: nie czuć żadnych wad, co więcej przyjemne nuty karmelowe i ziołowy chmiel. Po ogrzaniu czuć lekkie owocowe estry.

Jurajskie Bursztynowe jest bardzo dobrze wyważone. Słodowość nie jest przesadnie zapychająca, czuć bardzo przyjemny karmel, który po kilku łykach kontruje wyraźna, ziołowa i lekko ziemista, chmielowa goryczka. Wysycenie jest odpowiednie, bardzo sprzyja pijalności.

Ocena: 4/5

Jestem bardzo miło zaskoczony. Nadal nie powala na kolana, ale jest bardzo smaczne, wyraźne w smaku i jak dla mnie stanowi atrakcyjną cenowo alternatywę do wszelkich walących kartonem "jasnych niefiltrowanych" z średniej wielkości browarów. Jeden minus, że jest dość mocne, chętnie powitałbym trochę lżejszą wersję na lato. Jeżeli więc szukacie przyzwoitego ale'a, którego można się napić nie rujnując przy tym swojego portfela, to Jurajskie Bursztynowe zdecydowanie mogę polecić.

piątek, 26 lipca 2013

Asahi Super Dry z Asahi Breweries Ltd.

Asahi Super Dry
Piwo w stylu jasny lager, dolnej fermentacji, pasteryzowane
Licencja: Asahi Breweries Ltd.
Ekstrakt nie podano, alkohol 5,0% obj.
Cena: 6zł

Gryglas

O japońskich piwach wiem niewiele, najbardziej japońskim piwem jakie do tej pory piłem była Oto Mata IPA z Pinty ;). Z zaciekawieniem zatem spojrzałem ostatnio na Asahi na półce w monopolowym - przywieźli z Japonii, można wypić. I tu pierwsze rozczarowanie, piwo na nasz rynek warzone jest gdzieś w Czechach. Z tego co podają na stronie, najprawdopodobniej w Browarze Staropramen w Pradze, ale "według tradycyjnego japońskiego przepisu".

Jak z tą tradycyją? Oryginalny browar Asahi w Japonii został założony w 1889 w Osace i nazywał się Ōsaka Bakushu Kaisha. Asahi Super Dry został wprowadzony na rynek w 1987 i od raz stało się hitem sprzedażowym. Stąd wniosek, że musi być z niego strasznie bezsmakowy sikacz, skoro smakuje wszystkim.

Opakowanie wygląda na krzyżówkę standardowego koncernowego lagera z japońskim alfabetem, z daleka łapie klienta orientalnymi znaczkami, czyli trochę nabijanie w butelkę. I to wcale nie tanią butelkę, bo 6zł za 0,33l to prawie piwa kolaborantów z Widawy.


Przelewam do szkła, piana dziurawi się szybciej niż gdyby nasłano na nią doborowy oddział wojowników ninja. Kolor bardzo jasny, piwo klarowne jak kryształ.

Nad smakiem i zapachem nie ma się co rozpisywać. Bardzo lekki jasny lager, ale plus, że nie wyczuwam żadnych niedociągnięć. Jest bardzo wodnite, lekkie i bezsmakowe. Dobrze schłodzone w upalny dzień można bardzo szybko wypić i równie szybko o nim zapomnieć.

Ocena: 2,5/5

Nie dajcie się nabić w butelkę. Jeżeli będziecie w Japonii to oryginalnego można się napić, ale to w zasadzie Budweiser z Kraju Kwitnącej Wiśni, więc po co? Nie odrzuca, ale jest prawie bez smaku. A cena 6zł za 0,33l tego piwa to rozbój w biały dzień. Chcecie coś lekkiego i kojarzącego się ryżem? Weźcie w sklepie zamiast Asahi Super Dry Książęce Jasne Ryżowe.

czwartek, 25 lipca 2013

Podróże Kormorana Witbier z Browaru Kormoran

Podróże Kormorana Witbier | Browar Kormoran | butelkaPodróże Kormorana Witbier
Piwo w stylu Witbier, górnej fermentacji, niefiltrowane, epasteryzowane
Producent: Browar Kormoran
Ekstrakt 12,5%, alk. 4,5% obj.
Cena: 5,60zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słód jęczmienny, pszenica, słód pszeniczny, owies, orkisz; chmiel, kolendra, skórki gorzkich pomarańczy curacao, skórki słodkich pomarańczy, drożdże.

Gryglas

Upały za oknem, podróżnik Kormorana jedzie tym razem do Belgii. Pomysł słuszny, odświeżający witbier na lato to jak najbardziej logiczne posunięcie. Jak widać, również na przykładzie American IPA, ktoś w Kormoranie ma głowę na karku i śledzi to, co dzieje się na rynku "rzemieślniczym". Oraz wygląda czasami poza klimatyzowane mury browaru, żeby zobaczyć jaka jest pogoda (tak, tutaj oczywiście przytyk do browaru Amber i portera chilli na lato - stoi w lodówce i czeka aż będzie zimniej).

Etykieta znów podróżniczo-kormoranowa. Tutaj po raz kolejny mam uwagę: etykiety są tak podobne do siebie, że odróżnienie ich na półce przez kogoś niezaznajomionego z serią i z tym, że wychodzi nowa Podróż, jest mocno wątpliwe. Chyba, że założenie jest takie, że kolejne piwo jest wypuszczane po tym jak się poprzednie skończy na półkach (AIPA ciężko już znaleźć). W takim wypadku nie mam uwag. Nie będę też ukrywał: fanem etykiet Podróży nie jestem. Ot, ponadprzeciętna robota rysownika rzemieślnika. Ale to może też dlatego, że jestem wielbicielem siejących zgorszenie etykiet AleBrowaru i innych bezeceństw piwnych i nie tylko.

Do każdego piwa jest dorobiona dość rozbudowana historia znajdująca się na etykiecie (tym razem wyjątkowo przeczytałem). I dużo "bicia piany" na temat samej serii: "Niech biletem w tę smakowitą podróż będą naturalne składniki, a wizę niech stanowi pasja poznawania piw i miejsc z nim związanych". What the f**k?! Drodzy copywriterzy działu marketingu Kormorana, odpuście. Drodzy szefowie marketingu, odpuście copywriterom.


Podróże Kormorana Witbier | Browar Kormoran

Kolor jasnomiodowy, piwo oczywiście mętne. Piana po nalaniu niezbyt obfita, ale drobna, bardzo dobrze się trzyma i ładnie oblepia szkło. Zdecydowanie czuć kolendrę, cytrusy ze skórki pomarańczowej oraz odrobinę banana na finiszu.

W smaku dominuje to samo co i w zapachu: jest kolendra, są pomarańcze oraz przyjemna kwaskowość. Goryczka w zasadzie się nie pojawia, majaczy odrobinę na horyzoncie. Po ogrzaniu czuć jakby lekki posmak zbożowy. Piwo nie jest wodnite, jest dość pełne jak na witbiera, ale ma 12,5% ekstraktu i tylko 4,5% woltażu, więc pewnie dlatego. Całość dopełnia umiarkowane wysycenie, może trochę za niskie jak na ten styl. Nie wpływa to natomiast w żaden sposób na ogólne odczucie, pije się niesamowicie przyjemnie, idealnie wchodzi przy wysokich temperaturach.

Ocena: 4,25/5

Kolejna ciekawa propozycja od Kormorana, cieszy mnie to, że trzymają poziom. Piwo jest bardzo pijalne i odświeżające. Na zdecydowany plus zaliczyć trzeba wyrazistość w smaku przy mniejszej ilości alkoholu niż w większości polskich pszenic. To oczywiście zasługa przypraw, ale przecież nikt nie każe np. Corneliusowi wypuszczać kolejnej mieszanki pszenicy z (wpiszcie dowolny smak soku owocowego), niech uwarzą solidnego witbiera jak Kormoran. Przy dostępności i przede wszystkim cenie, jest to pozycja obowiązkowa do spróbowania na nadchodzące 40 stopniowe upały - znajdziecie, bierzcie w ciemno.

środa, 24 lipca 2013

Przekąski: Chipsy solone Food & Joy z Delikatesów Alma

Gryglas

Dzisiaj będzie kolejna kaloryczna zagrycha. Tym razem chipsy z marki własnej Delikatesów Alma, czyli Food & Joy. Jak już pisałem przy okazji chipsów Hatherwood , marki własne wypadają często bardzo dobrze (a czasami i lepiej) na tle innych produktów innych firm na rynku. A jak jest z chipsami Food & Joy?

Z zewnątrz - design tej marki Almy bardzo mi się podoba. Nazwa produktu "odręczną" czcionką na ciemnym tle w stylu ścieranych tablic z menu i ładne zdjęcie produktu - jak dla mnie gitara. Na odwrocie standardowe opisy o kaloryczności i składzie. "Enriched classic taste" - brzmi dumnie, ciekawe czy nie na wyrost.


Chips powinien chrupać, natomiast Food & Joy są mało chrupiące, raczej łamią się i są lekko miękkie (?), jakby postały kilka godzin poza torbą. Może kwestia nieszczelności opakowania, nie wiem. W smaku jest ok, nie są przesolone ani niedosolone. Na plus można zaliczyć to, że wydają się mniej tłuste od standardowych chipsów konkurencji.

Podsumowując poprawne solone, ale szału nie ma. Przeszkadza mi tutaj zdecydowanie słaba chrupkość. Jadałem lepsze i tańsze, jadałem też gorsze i droższe, ale umówmy się, żeby zepsuć solonego chipsa, trzeba się nieźle postarać ;)

wtorek, 23 lipca 2013

Zlaty Hrad Strong z browaru Van Pur

Zlaty Hrad Strong
Piwo typu mocny lager, dolnej fermentacji, pasteryzowane
Producent: Browar Van Pur
Ekstrakt 14,5%, alk. 7% obj.
Cena: około 2,5-3zł
Skład: nie podano

Gryglas

Kilka tygodni temu, w iście nekromanckim stylu Kompania Piwowarska wskrzesiła markę 10,5, skłoniło mnie to do sprawdzenia piwa, którym zapijaliśmy z kumplami w czasach liceum - Zlaty Hrad Strong. Nie miałem specjalnych oczekiwań po Zlatym Hradzie (zwłaszcza w wersji Strong), bo było to piwo, które miało w ówczesnych warunkach przede wszystkim kopać, było tanie i dostępne w naszym okolicznym monopolowym.

Sięgając pamięcią wstecz, piwo wyglądało na produkowane za południową granicą i wydaje mi się, że była tam informacja, że było produkowane na Słowacji (tak na oko w roku 2001). Jak wiadomo, gdy facetowi się nudzi, przeczyta nawet skład Domestosu, więc biorąc pod uwagę ilość wypitych sztuk, informacja pewnie gdzieś tam w mojej głowie siedzi, ale ręki sobie za to uciąć nie dam. Obecnie jest produkowane przez Van Pur, który kupił na nie licencję do browaru istniejącego, kiedyś w mieście Michalovce (tak głosi legenda).

Zlaty Hrad Stong to piwo jasne mocne (przypomina mi się piwo "Jasne, że Mocne"), czyli mocno odfermentowany lager. Etykieta przywodząca na myśl czeskie/słowackie piwa, mające pewnie odróżniać je od innych mocnych kopaczy na dolnych półkach.


Piana nie powala gęstością, ale trzyma się zaraz po nalaniu nieźle, nawet widać tam jakieś drobne pęcherzyki. W barwie miedziane.

Nuty alkoholowe w zapachu bardzo wyraźne. Oprócz tego pachnie jak by do piwa dorzucili zmielony na papkę karton, w którym go przywieźli (ewentualnie inny karton jeżeli dowożą w skrzynce). Po ogrzaniu czuć chyba lekką bombonierkę i suszone śliwki, czyli może szlachetniejsze utlenienie (?), ale karton z alkoholem w temperaturze pokojowej byłby chyba w stanie przykryć zapach rozkładających się niedaleko zwłok.

W smaku przede wszystkim słodowość i alkohol, zero goryczki, słabe wysycenie, bardzo męczące. Nie wypiłem nawet połowy, a i tak musiałem czymś popić.

Ocena: 1,5/5

Jeżeli lubiliście w młodości jakieś piwo, którego nie ma na rynku, albo chociaż okoliczności jego picia darzycie sympatią, to darujcie sobie jego próbowanie obecnie. Zlaty Hrad Strong po mocnym schłodzeniu byłby może do wypicia, ale po ogrzaniu się jest potworny. Nie mogę co prawda dać jedynki mając w pamięci młodzieńczą przygodę z piwem MegaWATT z LiderPrice'a ("piwo mocniejsze od Ciebie" wiele mówi), ale mogę śmiało powiedzieć, że nie piłem kiedyś Zlatego Hrada Strong dla smaku. Jeżeli ktoś nie przystawi Wam pistoletu do głowy, albo nie przegracie jakiegoś głupiego zakładu - TRZYMAJCIE SIĘ OD NIEGO Z DALEKA! (żeby nie było, że nie ostrzegałem).

wtorek, 16 lipca 2013

Rhino Smoked American Pale Ale od Browaru Kopyra i Browaru Widawa

Rhino Smoked American Pale Ale
Piwo typu Smoked American Pale Ale, górnej fermentacji, niefiltrowane, niepasteryzowane
Producent: Browar Widawa / Browar Kopyra
Ekstrakt 11,6%, alk. 4,5% obj.
Cena: 8zł + 0,5zł kaucja (piwoteka.pl)
Skład: woda, słody: wędzony, pale ale, pszeniczny, chmiele: mieszanka odmian amerykańskich; drożdże Safale US-05

Gryglas

Menażeria Widawy i Kopyra powiększyła się właśnie o nowego zwierzaka. Tym razem potężny nieparzystokopytny, czyli nosorożec - Rhino Smoked American Pale Ale. Od razu zastrzeżenie do nazwy: nosorożec jako zwierz dość agresywny i grubego kalibru, powinien mnie wdeptać w ziemię bez najmniejszego problemu. 11,6 ekstraktu i 4,5% raczej tego nie zapowiada. Poza tym gdzie w Ameryce nosorożce?

Styl ciekawy, połączenie aromatów amerykańskich z kiełbasą w płynie, może wyjść z tego intrygująca wypadkowa, zwłaszcza, że podstawa słodowa przy tak lekkim piwie nie będzie dominować. Etykieta podobnie jak parametry, nie wdeptuje w ziemię: RI-IINO, popiersie zaspanego nosorożca i pustynne moro w tle. Piwo opisane przyzwoicie. Szkoda, że kolaboranci nie podali czym chmielili, ale może zostało im po trochu chmielu z poprzednich warek i dlatego nie napisali co to za zrzuta ;)


Otwieram, wącham - delikatna wędzonka i cytrusy. Piana jest poprawna, średnie pęcherzyki, przyzwoicie krążkuje na szkle. Kolor jasno-miodowy, piwo jest nieprzejrzyste.

W smaku pierwsze co czuć to goryczka, ale jest dość ułożona. Rhino jest lekki i fantastycznie pijalny. Po kilku łykach, oprócz wędzonki i umiarkowanych ziół, dochodzi do całości jeszcze grapefruit z amerykańskich chmieli.

Ocena: 4,25/5

Kilka rzeczy można by Rhino wytknąć, ale w sumie po co. Piwo jest smaczne i ciekawe. Szkoda, że to tylko 0,33l, bo znika strasznie szybko, a tanie niestety nie jest (ale do tego Widawa i Kopyr nas już niestety przyzwyczaili). Nie powali Was jak mogłaby sugerować nazwa, nie zapamiętacie spotkania z nim do końca życia. Ale jeżeli lubicie amerykańskie chmiele i wędzonkę, to jest to pozycja obowiązkowa na obecne lato, zdecydowanie warto spróbować.

czwartek, 11 lipca 2013

Kuguar AIPA od Browaru Kopyra i Browaru Widawa


Kuguar American India Pale Ale
Piwo typu American IPA górnej fermentacji, niefiltrowane, niepasteryzowane
Producent: Browar Widawa / Browar Kopyra
Ekstrakt 16%, alk. 6,5% obj.
Cena: około 8zł
Skład: woda, słody: pale ale, monachijski, pszeniczny, chmiele: Zeus, Mosaic; drożdże Safale US-05

Gryglas

Kolejny zwierzak od kolaborantów warzących w Widawie czyli Kuguar AIPA. Puma to przeważnie nie kotek do głaskania, więc i wrażenia powinny być ekstremalne.

Kuguar AIPA w założeniu jest piwem trochę podobnym do Sępa, z tą różnicą, że miał być single hopem na Mosaicu. Natomiast jak wspominał Kopyr u siebie na blogu, finalnie na goryczkę użyto Zeusa, głownie ze względu na większą ilość alfakwasów, a co za tym idzie i koszty użytego chmielu.

Butelka jak to przy kolaboracyjnych zwierzakach tradycyjnie 0,33l. Etykieta nawet spoko, ale np. Orka czy Shark są dużo fajniejsze - koszulki z kuguarem raczej bym nie zakupił, a jak tylko gdzieś znajdę rekina, chętnie nabędę ;) Piwo jest dobrze opisane, wszystkie najistotniejsze informacje można na niej znaleźć.


Otwieram butelkę, wącham - aromat jest powalający: owoce tropikalne (głównie mango), żywica i cytrusy! Czyli to co tygryski... yyyy pumy lubią najbardziej. To tylko pokazuje jak świetnym chmielem jest Mosaic. Wrzuciłem go ostatnio do domowego warzenia i również jestem zachwycony efektem. 

Po przelaniu piana nie powala, ale trzyma się przyzwoicie. Kuguarowi bliżej do jasnego koloru amerykańskich IPA, niż dostępnej na polskim rynku konkurencji (może oprócz wioślarza). Piwo jest lekko zmętnione, pływa też trochę drobinek chmielu. Zapach jest nadal powalający (piłem dość świeże, degustacja przeprowadzona już jakiś czas temu).

W smaku nie jest przesadnie pełne, raczej w stronę wytrawnego. Goryczka jest przez to mocniej wyczuwalna i tutaj zarzut: jest bardzo jednostajna i trochę ściągająca na koniec. Mimo to, piwo jest nadal świetnie pijalne, nie mam problemu z osuszeniem dwóch dużych pod rząd (sprawdziłem ostatnio podczas wizyty w Piwotece).

Ocena: 4,75/5

Chciałbym dać Kuguarowi więcej, bardzo bym chciał, ale tępa goryczka psuje nieco ogólne wrażenie. Nie bez znaczenia jest również cena - 0,33l za więcej niż 0,5l z Pinty czy AleBrowaru to trochę dużo. Natomiast jeżeli uda Wam się je znaleźć, przynajmniej jedno bierzcie w ciemno, bo zdecydowanie warto go spróbować. 

Apeluję też do warzących - zróbcie kolejną warkę na samym Mosaicu! I wprowadźcie w końcu 0,5l, nawet jeżeli będzie 2zł droższe :)

sobota, 6 lipca 2013

Jurajskie Pils - Browar na Jurze

Piwo jasne, dolnej fermentacji
Ekstrakt 9%, alk. 4%
Cena: ok 2,5 zł

Jaco


Miałem ostatnio okazję odwiedzić Jurę Krakowsko-Częstochowską, gdzie dosyć popularny jest lokalny browar z Zawiercia. Skosztowałem dwóch piw tam warzonych. Jedno było miodowe (trochę zbyt słodkie, nawet jak na piwa miodowe), drugim był właśnie Pils.

Jurajskie Pils jest piwem dosyć przyzwoitym, chociaż wyraźnie słabszym. Z wyglądu mętnawe o ciemnożółtej, prawie bursztynowej barwie. Piana niska, ale gęsta, dosyć szybko zanika do wąskiego pierścienia. W zapachu czuć właściwie tylko słód i może trochę stęchlizny a'la karton.

W smaku jest orzeźwiające i dosyć treściwe, jak na tak niską moc. Przeważa słód, chociaż po wypiciu pozostaje posmak delikatnej goryczki. Niestety w smaku czuć też karton, który pod koniec zaczyna dominować. Ale jak na tak niską cenę jest całkiem w porządku. Warto spróbować będąc na Jurze.

Ocena: 3/5

piątek, 5 lipca 2013

Leikeim Original Steinweisse z Brauhaus Leikeim

Gryglas

Dzięki uprzejmości łódzkiego Piwosza, dostaliśmy ostatnio do przetestowania niemiecką pszenicę Leikeim Original Steinweisse. No dobra, dostaliśmy je do przetestowania jakieś półtora miesiąca temu, ale jakoś nie mogłem zebrać wcześniej do opisania go na blogu ;)

Leikeim to niemiecki browar, mający siedzibę na północy Bawarii. Ich oferta to w zasadzie przekrój przez większość niemieckich styli piwnych, ale nie tylko. Browar specjalizuje się również w piwach o dość unikalnym procesie produkcji. Tak zwane Steinbier są o tyle ciekawe, że w procesie produkcji zamiast podgrzewania brzeczki w metalowych kotłach, używa się drewnianych kadzi warzelnych, do których wrzucane są rozgrzane do czerwoności kamienie, podgrzewające brzeczkę. Powoduje to także karmelizację części cukrów i nadaje piwu unikalny karmelowy smak oraz delikatne nuty palone. W weizenie musi dawać to dosyć niepowtarzalny efekt.

Opakowanie mocno niemieckie: oszczędna złocona etykieta z godłem browaru, ładna butelka z krachlą i żłobieniami browaru. Piwo jest opisane, na kontrze, niestety moje lekcje niemieckiego nie uwzględniały terminologii z zakresu piwa, więc będę się posiłkował tym co znalazłem online.

Piwo pszeniczne Hefeweizen, górnej fermentacji
Producent: Brauhaus Leikeim
Ekstrakt 12%, alk. 5,5% obj.
Cena: butelka 7,89zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słód pszeniczny i jęczmienny, chmiel, drożdże.


Kolor pomarańczowo bursztynowy, jak to pszenica - mętne. Piana nie jest przesadnie obfita, ale kremowa i dobrze się trzyma, praktycznie do samego końca jest kożuszek, ładnie oblepia szkło.

W zapachu wyraźne goździki i banany, w tle lekki przypalony karmel. W ustach na początku pojawia się umiarkowana weizenowa kwaskowość, po kilku łykach piwo jest bardzo gładkie i idealnie zbalansowane. Po ogrzaniu dochodzi lekka karmelowość, ale piwo nie jest przez to ani trochę za słodkie, przypomina nieco lżejszą wersję weizenbocka. Ciężko powiedzieć, czy wyczuwam delikatną paloność, czy może bardziej się zasugerowałem tymi rozgrzanymi kamieniami. Goryczka jest w zasadzie niewyczuwalna. Wysycenie na poziomie niższym niż w tradycyjnych weizenach, ale w połączeniu ze świetnym ułożeniem daje to niesamowicie pijalne piwo.

Ocena: 4,75/5

Jest to jedna z najlepszych pszenic jakie piłem. Jest bardzo lekkie i odświeżające, a zarazem charakterystyczne i zbalansowane. Nie mam w zasadzie do czego się przyczepić. Aż chce się wypić kolejny łyk. Zdecydowanie warto go spróbować, więc jeżeli tylko uda Wam się je gdzieś dostać, możecie brać w ciemno! A można np. w Piwoszu ;)

czwartek, 4 lipca 2013

Koncert Iron Maiden w Łodzi (03.07.2013)

Gryglas

Pisałem już jakiś czas temu przy okazji recenzji Troopera, że się wybieramy się z Jacem na koncert Ironów w Łodzi. Z uwagi na to, że i Piwoteka Narodowa i Eclipse Inn organizowały przed koncertem spotkania, postanowiliśmy zrezygnować tym razem ze standardowego przedkoncertowy startera (czyli FIFA i piwo) i poszlajać się trochę po Piotrkowskiej, zobaczyć co się przed koncertem dzieje. Dzień urlopu musiał zostać w końcu jakoś spożytkowany ;)

Piwo Trooper | Iron Maiden | Bilety

Żar lejący się z nieba, skutecznie zniechęcił nas do zabierania zestawu Ironowego z Miedzianą Dziewicą, piwo byłoby ciepłe po 15 minutach. Wpadliśmy więc na pomysł, że skoro i tak idziemy do Elcipse'a i Piwoteki zaopatrzymy się w Troopera na mieście. Za kubek i coaster jeszcze raz dziękuję koleżance, która ściągnęła mi je z Download Festivalu, tym razem nie użyłem ;)

Zanim jeszcze dojechaliśmy na piwo, naszła nas chęć na kebaba. Niestety, kilka miesięcy temu najlepsza kebabownia w Łodzi czyli Istambuł na Piotrkowskiej 88, przekształciła się w wykwintną restaurację indyjską, ku naszemu ogromnemu smutkowi ("Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim..."). Nie to żebyśmy nie lubili indyjskiego, ale jednak nie był to przeciętny kebab, był najlepszy. Testowaliśmy też inne, ale to nigdy nie było to samo.

Z sentymentu postanowiliśmy jednak wejść zobaczyć, czy może nie zrobią nam kebaba (bo chodziły słuchy, że robią w kuchni na zapleczu). I tu pierwsze miłe zaskoczenie dnia - kebaby wróciły :) Także nawet się nie zastanawiając, wzięliśmy tradycyjną baraninkę w tortilli na ostro... i Lecha. Nie mamy nic na swoją obronę, ale w takim upale wszedł zimny Lech jak... i tutaj powstrzymam się od wszelkich aluzji do zimnych Lechów ;) Dało się wypić bez bólu.


Posileni i podbudowani perspektywą przyszłych poimprezowych istambulskich kebabów, postanowiliśmy zahaczyć o Eclipse Inn, który znajduje się kilka bram dalej (Piotrkowska 80). Eclipse zorganizował meet up od godziny 14:00, więc gdy dodarliśmy na miejsce koło 17:00, można już tam było spotkać dość dużo ludzi w koszulkach Ironów.


W środku nie było jakoś przesadnie dużo ludzi, z głośniczków leciała oczywiście gwiazda wieczoru. Byliśmy bardzo miło zaskoczeni, bo okazało się, że zostały jeszcze resztki Troopera, pomimo wszędzie stojących osuszonych butelek. Jedna z ekip zebrała chyba około 20-25 pustych butelek na swoim stoliku... Rozumiem uwielbienie dla zespołu, ale są tutaj też inne smaczne rzeczy ;)


Miło ze strony obsługi Eclipse'a, że można było sobie zarezerwować Troopera w lodówce i nie nosić bez sensu w tym upale. A że już byliśmy przy barze, postanowiliśmy wziąć coś na miejscu. Na kranach były zdaje się Guinness, Kasztelan, Bishops Finger, Cornelius Grapefruitowy, B-Day (o dziwo się jeszcze uchowała beczka), Ortodox Stout i American Wheat (zakładam, że to Hey Now) z Pracowni Piwa.


Jaco wziął Ortodoxa, ja skusiłem się na Hey Now. Ortodox jak to Ortodox, oczywiście Jaco nie omieszkał ponarzekać ("Pakują teraz ten amerykański chmiel do wszystkiego."). Hey Now trochę wodnity, też z ameryką, ale w sumie pije się go przyjemnie, jest odświeżający i nie męczy, a w taki upalny dzień to zdecydowana zaleta.


Po tym jak pokonał nas dość sromotnie flipper, który stoi przy barze, zauważyliśmy, że można sobie wypożyczyć Carcassonne. Na ostatnim wypadzie w góry mocno się wciągnęliśmy, więc uznaliśmy, że nie ma co siedzieć po próżnicy i zagramy. Co prawda inni patrzyli się na nas co najmniej dziwnie, ale zamiast układać koleje butelki po Trooperze w fantazyjne kompozycje, można było zrobić coś bardziej konstruktywnego. Rozgrywka była wyrównana, Jaco wygrał dzięki zablokowaniu mi jednego solidnie rozrastającego się miasta. I temu, że skończył mi się w pewnym momencie stół. Jeżeli macie okazję pograć, Carcassonne do piwa jest świetne.


Szkło opróżniliśmy się akurat gdy skończyły nam się też elementy planszy, więc postanowiliśmy zmienić lokal  i przejść się do Piwoteki Narodowej. Daleko nie mieliśmy, bo z jednego lokalu do drugiego jest może dobre 300-400 metrów.


W Piwotece o dziwo było dość mało ludzi, pewnie dlatego, że było już dość późno. Przy barze spotkaliśmy Marka Putę, który też już zbierał się na koncert. Na kranach wybór był niezły, a my jeszcze mieliśmy zniżkę na pierwsze piwo - duże w cenie małego po okazaniu biletów na koncert. Miło ze strony Piwoteki ;)


Na Hardcore IPA przy tym upale się nie odważyłem i wziąłem Blanche de Namur. Dziewczyna, która stała za mną, nie była oględnie mówiąc zachwycona, gdy okazało się, że po nalaniu mojego skończyła się beczka ;) Jaco stał, stał, wybierał... i wziął w końcu Atak Chmielu (nie to żeby wcześniej narzekał, że do wszystkiego pakują teraz amerykańskie chmiele). Blanche jak zwykle świetne, a na ten upał po prostu boskie. Atak Chmielu jak to Atak Chmielu, też nie ma na co narzekać.

Czas nas gonił, Wimbledon na telebimie jak zwykle nas nie wciągnął (podziwiam pasjonatów - 3 godziny oglądać dwóch facetów z rakietami obcierających się frotką na ręku), wzięliśmy zatem jeszcze po jednym piwie na drogę w Piwotece (ja Ortodoxa, Jaco Rycerza z Gościszewa) i odbierając z eclipse'owej lodówki nasze Troopery wyruszyliśmy na piechotę do Atlas Areny. Wstyd się przyznać, zapomnieliśmy napić się Miedzianej Dziewicy.

Zanim otworzyliśmy Troopery, były już oczywiście, lekko rzecz ujmując, nie pierwszej chłodności. Ale cóż, zakupiliśmy to się przemęczymy. I ponownie nasuwa mi się refleksja - nie ma się poważnie czym zachwycać w tym piwie! Poprawny ale z Eddiem na etykiecie, ale piwo samo w sobie jest średnie. Wypić można, ale 12-15 zł za butelkę to lekka przesada.

Jeszcze tylko kilka sweetfoci z Trooperem w różnych okolicznościach retkińskiej przyrody i udaliśmy się pod Arenę.

Piwo Trooper | Iron Maiden | Koncert

Piwo Trooper | Iron Maiden | Koncert

Ku naszemu zaskoczeniu, długo nie czekaliśmy na wejście. Może dlatego, że wszyscy już przyszli przed nami ;)


Zaprawieni w koncertowych bojach, dopchnęliśmy się tak blisko, jak tylko się dało, czyli pod barierki przy Golden Circle. I zaczęła się dziać magia...






Co tu będę dużo pisał - NIE BYLIŚCIE, ŻAŁUJCIE! Iron Maiden jak zawsze w formie. Można narzekać na kiepskie nagłośnienie, ale po co? Cały show, który robią, jest świetny. Dekoracje zmieniają się co chwila, Eddie przywdziewa nowe wcielenia częściej niż Justin Bibber przebiera się podczas koncertu. Do tego ognie, wybuchy i lasery :) Zabrakło co prawda przy Aces High latającego Spitfire'a, który pojawił się np. podczas Download Festival, ale i tak było pierwsza klasa :) Jedna z rzeczy, którą trzeba zrobić przed śmiercią zaliczona!

Wracając do domu w myśl zasady pana Słowika z wiersza Juliana Tuwima ("Wybacz moje złoto, ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą"), weszliśmy po drodze jeszcze uzupełnić płyny na stację benzynową. I o dziwo, wzięliśmy... pedlera radelera. I o dziwo, jako odświeżający napój typu oranżadka, Radler Warki sprawdził się świetnie. Równie dobrze, do zapiekanki na BP, sprawdziło się Łomża Lemonowe - trochę bardziej wyrazista cytrusowość, chyba podchodząca już pod chemiczną, ale nadal było ok. Pić raczej codziennie nie zamierzamy, ale jako dwuprocentowe orzeźwiacze na upały, dają radę.

Warka Radler


Podsumowując, bardzo udany koncert z udanymi degustacjami. Szkoda tylko, że Iron Maiden nie pokusiło się o przywiezienie Troopera do Atlas Areny, fani byliby jeszcze bardziej zachwyceni. Również szkoda, że ani w Piwotece ani w Eclipsie nie było lanego Troopera.

Mam nadzieję, że na kolejny koncert w Łodzi nie będzie trzeba czekać kolejne 30 lat. Bo wtedy to już chyba tylko prawdziwy Life After Death Tour ;) UP THE IRONS! \m/

 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog