wtorek, 27 stycznia 2015

Hopus Pokus czyli czarna magia od czarodziejów z Pinty

Hopus Pokus
Piwo w stylu Black IPA / Cascadian Dark Ale, górnej fermentacji, pasteryzowane.
Producent: Pinta
Ekstrakt 16,5%, alk. 6,3% obj., IBU 66 (czyli jednak czarna magia ;))
Cena: 6,90 zł (Piwne Rozmaitości)
Skład: woda, słody: Weyermann® pale ale, monachijski typ II, Caramunich® Typ II, Carapils®, Caraamber®, Carafa® Special Typ II; chmiele: Magnum (PL), Simcoe® (USA), Chinook (USA), Cascade (USA); drożdże Fermentis Safale US-05.

Dawno żadnej nowości Pintowej u nas nie było, także nadrabiamy niedopatrzenie ich nową czarującą propozycją. Może trudno w to uwierzyć, ale tacy rewolucjoniści jak Pinta nie mieli dotąd w swoim portfolio zwykłego Black IPA (lub jak kto woli CDA). Mieli co prawda Żytorillo, ale prostego, zwykłego, bez udziwnionych dodatków BIPA na razie się nie dorobili.

Trzeba przyznać, że etykieta w Pintowym stylu, bez fajerwerków, ale dobrze dobrana: czerń piwa i zieleń chmielu oraz fajny smaczek w postaci częściowo znikającego logo Pinty. W składzie zaskakująco obok amerykańskich chmieli, na goryczkę (a być może i na aromat) zastosowano polskie Magnum.

Hopus Pokus | butelka

Jak możecie zobaczyć, po nalaniu piana robi się praktycznie betonowa i w ogóle nie chce opaść. Dolewane na kilka razy, inaczej mielibyście na zdjęciu pół szkła piany. Drobny pęcherzyk, trzyma się elegancko i zdecydowanie ciężko wymóc na niej sztuczkę ze znikaniem. Chyba, że wyjecie łyżką. Gdy już mogłem powąchać piwo porządnie, bez dorabiania sobie dodatkowych wąsów i brwi w kolorze cappuccino, w mój nos buchnęła mieszanka żywicy i cytrusów z delikatną kawą i gorzką czekoladą. Zdecydowanie dominują tutaj cytrusy i cały 'blackness' wychodzi tuta dopiero po lekkim ogrzaniu.

To samo w smaku - piwo jest bardzo IPAowe, czuć głównie cytrusy i żywicę, z lekką podbudową słodów. Dopiero na końcu dołączają lekko palone akcenty. Gdyby dali mi do wypicia z zamkniętymi oczami, nie wiem, czy bym powiedział, że jest ciemne. Czyli tak jak w Cascadian Dark Ale powinno być, w przeciwieństwie do American Stoutu. Całość jest wybitnie pijalna i tutaj sztuczka ze znikaniem zdecydowanie Pincie się udała - w mgnieniu oka w szkle nie ma już prawie nic.

Ocena: 4,5/5

Nowe piwo Pinty oczarowało mnie. Czy jest idealne? Nie. Czy jest się w takim razie do czegoś przyczepić? Też nie. Znakomite, świetnie pijalne piwo. Potwierdza formę Pinty, gdy niektórzy, nawet zasłużeni kraftowcy, kuleją ostatnio ze swoimi piwami. A i plus za udane użycie w składzie polskiego Magnum. Brawo! I czekam na następną warkę z jeszcze bardziej kopiącymi zaklęciami.

piątek, 16 stycznia 2015

Nosferatu na Sunset BLVD w Metropolis - przegląd piw z Browaru Raduga

W 2014 premiera goniła premierę, zanim się człowiek obejrzał narobiło się zaległości co nie miara (strach się bać co będzie w tym roku). Jedenastego grudnia premierę miało nowe piwo z browaru Raduga, czyli Sunset BLVD, a że miałem jeszcze w lodówce niewypitego Nosferatu i nieopublikowany materiał do Metropolis, postanowiłem w końcu ogarnąć dupsko i słowo o Radudze skrobnąć.

Browar Raduga to przede wszystkim dwóch piwowarów domowych z Warszawy: Rafał Gawryś i Andrzej Kiryziuk. Panowie, jeżeli wierzyć legendzie, zaczynali warzenie w domu, w piwnicy, w łazience (czyli nie mają łazienki w domu?), wannie (skoro nie ma łazienki, pewnie wanny w domu też nie mają), a nawet Saabie 900! Osobiście wolę 40 litrowy garnek, ale może w Saabie też się dobrze zaciera. Szło im dobrze, powygrywali kilka konkursów i postanowili w końcu wypuścić swoje dla piwa szerszej publiczności.

Browar Raduga to też zamiłowanie do starego kina - wszystkie etykiety nawiązują do klasyków kinematografii w mocno międzywojennym stylu. Osobiście kojarzą mi się z designem plakatów, które można było znaleźć na ścianach Rapture w Bioshock'u. Na razie może nie powalają projektami, ale ma to wspólny klimat i broni się nieźle.

Śmiem twierdzić, że etykiety wyglądają lepiej niż oryginalne plakaty ;)
Nazwę browar dzieli z radzieckim odpowiednika rakiety Tomahawk, czyli pociskiem manewrującym Raduga Ch-55. Podobno bardziej spodobała się twórcom sama nazwa, jako taka, niż są fanami rakiet do przenoszenia głowic jądrowych. Po rosyjsku znaczy "tęcza", ale niespecjalnie chętnie bym zobaczył takie Tęcze nad Polską. Swoją drogą ciekawe, czy nie ma tutaj jakiś ukrytych deklaracji - dwóch chłopów, Warszawa, tęcza... Przypadek? Mam taką nadzieję ;)


Browar Raduga to w końcu Witnica. Na razie kontraktowcy nie planują przenosin, chyba, że będą szukali dodatkowych mocy przerobowych, gdy piwo zacznie znikać z półek. Wypust jednej warki to 83 hektolitry, także aż tak szybko w sklepach nie zabraknie. I faktycznie, piwa są nieźle dostępne, po premierze dość szybko w Łodzi się pojawiają. A skoro już o piwach mowa...

Metropolis
Piwo w stylu American India Pale Ale, górnej fermentacji, pasteryzowane.
Ekstrakt 14,2%, alk. 5,7% obj., IBU 60
Cena: 7,40 zł (Piwne Rozmaitości, Łódź)
Skład: woda, słody: jęczmienny i pszeniczny, chmiele: Citra, Cascade, Tomahawk (czyli jednak odpowiedź na rakietę), Amarillo, Simcoe; drożdże Safale US-05.


Muszę przyznać, że akurat pierwsze piwo z Radugi jakoś w ogóle mnie nie zachwyciło. Aromat był słaby, trochę cytrusów, trochę mango, a wszystko okraszone niestety lekkim masełkiem. W smaku już było lepiej, goryczka solidna, nawet odrobinę ściągająca, podbudowa przyzwoita, natomiast nic zapadającego w pamięć. Do tego bardzo duże zmętnienie, którego tutaj nie powinno być. Pije się spoko, ale jak na debiut, Metropolis nie było czymś, co zachęcałoby mnie do czekania na następne piwa.

Ocena: 3/5

Nosferatu
Piwo w stylu Black India Pale Ale (lub Cascadian Dark Ale jak kto woli), górnej fermentacji, pasteryzowane.
Ekstrakt 14,1%, alk. 5,7% obj., IBU 60
Cena: 7,40 zł (Piwne Rozmaitości, Łódź)
Skład: woda; słody: jęczmienny i pszeniczny; chmiele: Citra, Mosaic, Centennial, Simcoe, Magnum; drożdże Safale US-05.


Księcia Ciemności, w przeciwieństwie do swojego kinowego pierwowzoru, klasykiem gatunku niestety też nazwać nie można. Piana jakkolwiek bujna przy nalewaniu, po kilku chwilach przypomina już niestety fryzurę Maxa Schrecka w filmie, czyli nie zostaje z niej prawie nic. W aromacie jest wyczuwalna żywica i owocowość pomieszana z gorzką czekoladą i kawą, pokryta warstwą lekkiego masełka. W smaku mocno palone i kwaskowe od ciemnych słodów (bardziej jak American Stout), ale ma za mało ciała i jest dość wodniste. Goryczka odpowiednia, grapefruit z palonymi akcentami. Całość nie zapada jednak w pamięć, ma potencjał, ale trzeba by tego krwiopijcę jeszcze wziąć na warsztat.

Ocena: 3,75/5

Sunset BLVD
Piwo w stylu Rye India Red Ale, górnej fermentacji, pasteryzowane.
Ekstrakt 16%, alk. 6,5% obj., IBU 70
Cena: 7,60 zł (Piwne Rozmaitości, Łódź)
Skład: woda; słody: jęczmienny, żytni, pszeniczny; chmiele: Amarillo, Mosaic, Citra, Simcoe; drożdże Safale US-05.


Gdy udało mi się trochę info od chłopaków przy okazji premiery Metropolis wyciągnąć, Rafał wspominał, że ich konikiem są piwa żytnie. Także do Sunset BLVD podszedłem z tym większym optymizmem. I muszę przyznać, że najnowsze piwo Radugi jest ich zdecydowanie najlepszym dziełem. Betonowa piana (jak to na życie), solidny aromat grapefruita i owoców tropikalnych mieszających się z odrobiną żytniej ostrości, karmelem ze słodów i żywicą chmielu w tle. W smaku... od razu mi się narzuciło, że piję Atak Chmielu. Piwo smakuje zaskakująco podobnie, jest za to bardziej gładkie i brakuje w nim obezwładniającej goryczki. Ale gdybym pił z zamkniętymi oczami, spokojnie mógłbym się pomylić. Co zdecydowanie zaliczam jako komplement. Na mój gust jak jest za mało żytnie, ale nadal to świetnie pijalne i smaczne piwo.

Ocena: 4,25/5

Na początku było słabiutko i jakoś nie wróżyłem Radudze świetlanej przyszłości. Widać natomiast, że piwowarzy uczą się na swoich błędach i wypuszczają coraz lepsze piwa. Także z niecierpliwością czekam na kolejny piwny klasyk kinematografii. Może by tak jakiś Potwór z Czarnej Laguny albo Czarnoksiężnik z Oz?

piątek, 9 stycznia 2015

Święta, święta... i po świętach - poświąteczny przegląd piw świątecznych.

Nie jesteśmy u nas na blogu wielkimi fanami piw typowo świątecznych. Ulepek i przyprawy do piernika, czyli wyciąganie przez większość browarów kasy ze świątecznej atmosfery ani nie jest specjalnie świąteczne ani bardzo kraftowe. Natomiast niektóre browary nie idą na łatwiznę i wypuszczają coś oryginalnego lub niespecjalnie ulepkowo-piernikowego. Będzie o jednych i drugich ;)

Oj nie chciało się pisać w takich warunkach ;)
Co zrobić, spóźniliśmy się z materiałem jak jasna cholera. Akurat przed Świętami trzeba było wszystko ogarnąć przed urlopem, a na urlopie specjalnie się pisać nie chciało ;) Ale pojawiło się dość dużo ciekawych lub niespodziewanie standardowych (jak na niektóre browary) piw żeby to przemilczeć. Poza tym już obrobiliśmy fotki...

Xmas Rye (Doctor Brew)

Doctor Brew to zdecydowanie dla mnie debiut tego roku. Przechmielone piwa, nuda amerykańskiego chmielu razu n-ty, cały czas to samo i jeszcze promowani przez Kopyra. Ale szczerze? Chciałbym zobaczyć taki poziom "komercjalizacji" i "nudy" u większości kraftowców. Mnie na prawdę nie rajcuje spieprzenie piwa i bronienie się "niepowtarzalnością piwa rzemieślniczego".

Piwo świąteczne, niby żytnie, ale podszedłem ostrożnie. I o słodki Rudolfie, czerwono-nosy reniferze, prawie mnie ono zabiło. Nie było słodkie, to muszę przyznać, ale imbirowo-piernikowa przyprawowość była na poziomie Karawany z Bombaju od Olbrachta. Zamiast przechmielania, tym razem Doctorzy postanowili przedawkować inne składniki. Zabójca i potwór w wersji ciasteczkowej.


Zimowe (Browar Księży Młyn)

O samym browarze, chociaż działają już od września, a ja pracuję 10 minut od nich, tekst nadal leży rozgrzebany (cholerna Fifa Ultimate Team!). Ale piwo Zimowe z browaru Księży Młyn załapało się do zestawienia z racji tej jakże pięknej i śnieżnej okazji (zależy gdzie spędzaliście święta, u mnie było tak z pół metra śniegu).

Pachnie świątecznie, są to raczej goździki i skórka pomarańczowa, a nie pierniki (czy wiatraki, chociaż to nie ma nic wspólnego). Także świąteczność w tym piwie na akceptowalnym dla mnie poziomie. Najważniejsze, że daje się przyjemnie wypić, nie zapycha i nie jest ciasteczkowym potworem.


Saint No More 2013 (AleBrowar)

W zeszłym roku było to piwo genialne. Jeżeli pamiętacie, to ludzie wręcz błagali, żeby AleBrowar wprowadził single hopa na Simcoe pod inną nazwą do ogólnej, całorocznej dystrybucji. Swoją drogą nie mam pojęcia skąd Piwne Rozmaitości dorwały piwo z zeszłorocznym wzorem - z tego co widziałem na fejsbuniach wszędzie była srebrna wersja, wzór 2014. No ale cóż, może do Łodzi wysłał AleBrowar po taniości z etykietami, które zostały z zeszłego roku.

I jak? Niestety geniusz z nieMikołaja 2013 uszedł. Piwo nadal jest ok, ale do średniości tego piwa (mogliby sypnąć trochę więcej chmielu na aromat jednak) dochodzi, już do znudzenia powtarzająca się w kolejnych warkach AleBrowaru, landryna i (pulsująca) truskawa. I nie mówcie mi, że się od grudnia 2013 w końcu przepiłem IPAmi, coś tu się dzieje nie tak jak powinno.


Jurajskie Świąteczne (Browar na Jurze)

Browar na Jurze coraz śmielej poczyna sobie w piwach niePintowych. Świetna amerykańska pszenica, niezły łosiowy ale z mieszanką chmieli naszych i ichnich (tych zza wielkiej wody) chmieli. Także widać, że współpraca z kraftowcami skutkuje coraz odważniejszym odchodzeniem od "regionalnych jasnych pełnych".

Jurajskie Świąteczne akurat pamiętam jako zaskoczenie zeszłorocznych świąt. I w tym roku jest to kolejny raz świetne piwo. Czekolada aż paruje ze szkła! A z drugiej strony piwo jest niezapychające, oraz jak na takie dziwadło zaskakująco mocno pijalne. Do tego świetna etykieta w reniferowy sweterek. Można by zaryzykować stwierdzenie, że jak dla mnie, jest to Boże Narodzenie w płynie. Na minus szybko znikająca piana, ale podejrzewam, że przy takiej ilości kakao nie dało się nic z tym specjalnie zrobić.


Saint No More 2014 (AleBrowar)

Podtrzymując świecką tradycję z zeszłego roku, AleBrowar postanowił nas w 2014 uraczyć nowym Saint No More'em, tym razem we współpracy z piwowarem z rzemieślniczego Bryggerhuset Veholt, Janem Halvor Fjeld. Opracował on dla AleBrowarowców recepturę tego czarnego nieMikołaja i (jakżeby inaczej) wpadł również na warzenie.

I trzeba przyznać wyszło świetne piwo. Intensywne połączenie paloności amerykańskich chmieli z gorzką czekoladą robi świetną robotę. Piana tak obfita, że można by ją jeść łyżką jako deser. Do tego solidna cytrusowo-żywiczna goryczka z gorzką czekoladą w tle. Co tu dużo mówić - genialne piwo, kolejny raz szkoda, że mocno reglamentowane i praktycznie już nie do dostania (chyba, że w skandalicznie drogich zestawach pudełkowych). Mało świąteczne - ale tego osobiście nie mogę policzyć mu na minus ;]


 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog